piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział siódmy

Wchodzę do szpitala i kieruję się do sali babci. Od razu po wejściu chowam klucze, które zostawiłam tutaj wczorajszego dnia, do torebki. Siadam na krześle i patrzę na babcię. Wspominam swoje dzieciństwo, beztroskie, pełne szczęścia.
Wsiadam do samochodu. Po drodze przypominam sobie, że lodówka świeci pustkami, więc wstępuję do supermarketu.
Rozpakowuję zakupy i robię sobie kawę. Wypijam małymi łykami gorący napój i idę pod prysznic. Zimne strumienie wody pobudzają mój mózg. Dobrze byłoby znaleźć jakąś pracę. Cały czas siedzę przy babci, a to i tak nie przynosi żadnych skutków. Do mojego mózgu wkrada się obraz Marco. "Nie, nie myśl o nim", każę sobie. Wychodzę spod prysznica i owijam się ręcznikiem. Drugim osuszam włosy i wchodzę do sypialni. Przegrzebuję szafę, szukając odpowiedniej sukienki. Ostatecznie wybieram czarną sukienkę. Ubieram sukienkę, robię lekki makijaż. Słyszę dzwonek do drzwi. Spoglądam na zegarek, punkt dziewiętnasta. Zbiegam po schodach, otwieram drzwi i o mało nie ląduję na podłodze z wrażenia. Serce zaczyna szybciej bić, miękną kolana.Ubrany w czarną koszulę, uśmiecha się do mnie.
-Gotowa ?- pyta, a ja kiwam głową. Nasuwam szpilki na nogi i biorę torebkę. Wychodzę z domu i zamykam go na klucz. Marco otwiera mi drzwi, wsiadam, on obiega samochód i siada na miejscu kierowcy. Ruszamy.
- Ile masz samochodów ?- pytam, odwracając głowę w jego stronę.
-Hmmm...Niech pomyślę... - śmieje się.- Chyba ze 3.
Zaczynamy się śmiać. Odwraca głowę w moją stronę. Zatapiam się w jego pięknych, brązowych oczach. 
-Marco, patrz na drogę- mówię, odwracając wzrok i pokazując palcem na drogę.
-Dobrze- odpowiada, patrząc przed siebie.
-A tak w ogóle to gdzie jedziemy na tą kolację?
-Ania nas zaprosiła.
-Ania ?
-Żona Lewego- odpowiada.
Po piętnastu minutach parkujemy przed dużym domem. Wysiadamy z samochodu i podchodzimy pod drzwi. Marco dwukrotnie naciska dzwonek. Drzwi otwiera nam Robert. Zaprasza nas do środka, gdzie w przedpokoju stoi jego żona.
-Ania-podaje mi dłoń.
-Weronika-odwzajemniam gest. Wchodzimy do jadalni. Siadamy przy stole i zaczynamy rozmowę.
Ania podaje kolację, Robert nalewa wina do kieliszków. Ja odmawiam, nie przepadam za alkoholem. Po kolacji Robert z Marco idą do salonu, ja pomagam Anii z brudnymi naczyniami. Podczas zmywania rozmawiamy o sporcie, życiu i o paru innych sprawach. Zaprzyjaźniamy się.
Po skończeniu udajemy się do salonu, gdzie chłopcy śmieją się z jakieś anegdoty.
-Marco, wracamy-mówię, a blondyn wstaje z kanapy i żegnamy się z Lewandowskimi. Wychodzimy z domu. -Daj klucze - wyciągam prostą dłoń. Marco wyciąga z kieszeni kluczyki, po czym wsiada do samochodu, od strony pasażera. Odpalam silnik i wyjeżdżamy na główną ulicę.
Po dziesięciu minutach jesteśmy pod moim domem. Wysiadamy z samochodu i podchodzimy pod drzwi.
-Ja będę jechał do siebie.
-Myślisz, że dam ci prowadzić po pijanemu ?- otwieram drzwi domu.
-Nie jestem pijany. Piłem tylko dwie lampki wina- mówi, zakładając ręce na klatkę piersiową.
- I o dwie za dużo. Wchodź. Będziesz spał na kanapie. Jest dość wygodna - mówię. Wchodzimy do domu.
Marco siada na kanapie, a ja wbiegam po schodach. Ze schowka biorę poduszkę i koc, i schodzę z nimi do salonu. Podaje je Marco, idę do kuchni, robię sobie herbatę.
-Gdybyś czegoś potrzebował, jestem na górze - uśmiecham się, wchodzę na górę. Odkładam kubek na stolik nocny, wchodzę do łazienki. Zmywam makijaż, biorę długą kąpiel. Ubieram pidżamę i kładę się na łóżku. Znajduję jakąś książkę i zagłębiam się w jej lekturze.
Drzwi się otwierają, wychyla się z nich głowa Marco. Ruchem ręki zapraszam go do środka.
-Chciałem powiedzieć tylko dobranoc-mówi i całuje mnie w policzek. Wychodzi.
-Dobranoc-szepczę już sama do siebie. Próbuję powrócić do poprzedniego zajęcia, ale nie mogę się na nim skupić. Ciągle przypominam sobie jego oczy. Nawet nie zdaję sobie sprawy, kiedy zasypiam.
Budzi mnie dźwięk dzwonka. Budzik w telefonie. Spoglądam na niego, 8:40.Jest wcześnie. Wstaję z łóżka. Wybieram ubrania z szafy i idę do łazienki. Tam ubieram się i robię lekki makijaż. Schodzę na dół i słyszę dobiegające z kuchni dźwięki. Wchodzę do kuchni i zastaję w niej Marco.
-Dzień dobry- witam się i siadam przy stole.
-Hej. Śniadanie zrobione - pokazuje mi swój firmowy uśmiech i zaczynamy spożywać śniadanie. Podczas posiłku sprawdzam Facebooka. Kilkanaście powiadomień, jakieś zaproszenia. Jednak moją uwagę przykuwa jedna wiadomość, od Julii. Pisze, że przylatuje w piątek o 9:15. Przecież to dzisiaj.
-Przepraszam cię, za 15 minut muszę być na lotnisku- mówię, wybiegając z kuchni. Wbiegam do sypialni, biorę torebkę. Sprawdzam czy są w niej kluczyki od samochodu i zbiegam do przedpokoju.
-Zawiozę cię - nie ma czasu na kłótnie. Wsiadamy do samochodu blondyna i wyjeżdżamy z osiedla.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział szósty

Głośne "We Own It",otwieram jedno oko.Na fotelu,na przeciwko mnie śpi właściciel odbiornika,z którego wydobywa się głośna muzyka.Co pięć sekund telefon wibruje.
-Marco,odbierz ten głupi telefon-szepczę,jednak odpowiada mi tylko chrapnięcie.Gramolę się z sofy i biorę telefon do ręki.Na wyświetlaczu pojawia się informacja,że dzwoni niejaki Robert.Odebrać czy nie ? Naciskam zieloną słuchawkę.
/Marco! No w końcu. Gdzie ty jesteś?! Trener jest wściekły. Chcesz,żeby wywalili cię z zespołu?!-krzyczy osoba po drugiej stronie.Rozłączyć się czy usprawiedliwić blondyna,który niewinnie chrapie sobie na fotelu.To moja wina,że został wczoraj wieczorem i przeze mnie nie poszedł na trening,więc muszę coś powiedzieć.
- Przepraszam, nie Marco.
/Weronika? To ty ?
-Tak.
/Jest z tobą Marco?
-Tak,wyobraź sobie,że chrapie sobie w najlepsze-następuje kilkusekundowe milczenie.
/Spaliście razem?
-Tak.To znaczy nie.Nie to co myślisz.Po prostu został u mnie na noc i tyle.Mam mu coś przekazać?
/Powiedz mu,że ma przerąbane u trenera.Muszę kończyć.Zaczynamy trening.Pa-rozłączą się.Odkładam telefon na stolik.Podchodzę do blondyna.Lekko go szturcham.Nic.Ani drgnął.Następna próba również nie przynosi skutków.Wracam na sofę i siadam na niej wygodnie.Cały czas przyglądam się mojemu towarzyszowi.Muszę w końcu się do tego przyznać.Zakochałam się w nim,ale muszę zrozumieć jedno.Weroniko Wagner,nigdy ktoś taki jak on nie zakocha się w kimś takim jak ty.Muszę się z tym pogodzić.Nie mam u niego szans.Wzięło mnie na rozmyślania,pfyyy.
Spoglądam na zegarek,który wskazuje godzinę 10:43.Wstaję i idę do kuchni w celu zrobienia śniadania.Naleśniki,dawno ich nie jadłam.Jednak lodówka babci świeci pustkami.Muszę iść do sklepu.Biorę torebkę i wychodzę z domu.Nieopodal jest mały sklepik.Kupuję w nim najpotrzebniejsze produkty i wracam do domu.Marco dalej śpi.Przygotowuję naleśniki i nakrywam do stołu.Wracam do salonu.Zaczynam szturchać blondyna,przyniosło efekt.Najpierw otwiera jedno oko,po chwili drugie.
-Królewicz w końcu się obudził-mówię i uśmiecham się.
-Która godzina?-pyta,preciągając się.
-Jedenasta.Pozwoliłam sobie odebrać twój telefon.Dzwonił Robert.Kazał przekazać,że masz przechlapane.
-Zapomniałem o treningu.Pojadę,po odwiezieniu cię do szpitala.
-A teraz chodź.Śniadanie gotowe-idę do kuchni i siadam na jednym z czterech krzeseł.Blondyn podąża tuż za mną i siada naprzeciwko.Jemy śniadanie w ciszy.Odkładam brudne naczynia do zlewu i po pięciu minutach już siedzę w samochodzie Reusa.Zgodnie z obietnicąOdwozi mnie pod szpital.Wychodzę z samochodu.
-O 19 będę pod twoim domem.Jedziemy na kolację.Nie przyjmuję odmowy.Pa-mówi i z piskiem opon odjeżdża z parkingu,nie pozwalając mi nic powiedzieć.



Przepraszam,że taki krótki.

sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział piąty

Odwróciłam się,zobaczyłam pielęgniarkę kłócącą się z jakimś mężczyzną.
-Marco?-mimo,że stał tyłem rozpoznałam go.Kiedy usłyszał swoje imię odwrócił się,a moje nogi zrobiły się jak z waty.Nie,nie!To nie może być to! Nie,nie teraz!
Podszedł do mnie.-Co ty tutaj robisz?
-Nie przyszedł Mahomet do góry,więc góra przyszła do Mahometa.
-Przepraszam,ale jestem zmęczona-mina kota ze Shreka zawsze na mnie działała.-Dobra,tutaj jest bufet.Może tu wypijemy kawę,bo nie mam ochoty nigdzie chodzić.
-Ok,a później odwiozę cię do domu,bo wyglądasz jak trup-nie miałam sił kłócić się z nim.Marco miał rację,nie spałam od dwóch dni.Nie byłabym w stanie prowadzić samochodu.Poszliśmy do bufetu.Kupiliśmy dwie kawy,odebraliśmy je i usiedliśmy przy stoliku.Opowiedziałam Marco o stanie babci,o moim przyjeździe do Dortmundu.Czułam jakbym znała go od dawna.Rozmowa z nim była dla mnie czymś wyjątkowym.
-Chciałbym ci coś powiedzieć- powiedział.
-Słucham.. O co chodzi?
-No więc... ja ... ten... tego ... no ... nie wiem jak to powiedzieć.
-Może... Walnij prosto z mostu,tak będzie najłatwiej.
-No, bo chodzi o to,że ...-przerwał,ktoś zawołał jego imię z końca korytarza.
-Reus?Co tu tu robisz?-zapytała osoba,która wcześniej krzyknęła imię Marco.Jak mniemam był to Kevin Grosskreutz.
-Lepiej powiedz,co ty tutaj robisz?-spytał Reus.
-Mama trafiła tutaj na jakieś badania.Przyjechałem ją odwiedzić.A ty ?
-Ja też jestem tutaj w odwiedzinach
-A kto to,ta twoja piękna towarzyszka?-powiedział Kevin.
-Jestem Weronika-wstałam i podałam piłkarzowi rękę.
-Kevin.
-Miałem cię odwieźć- odchrząknął Marco.
-Ale ja mam tutaj samochód i jak niby mam jutro tutaj wrócić-zwróciłam się do Marco.
-Odwiozę cię.Na razie,Kevin-burknął i wyszedł z bufetu.
-Cześć Kevin-powiedziałam.
-Cześć-odpowiedział Grosskreutz.Wzięłam torebkę i wyszłam z bufetu,a później z szpitala. Reus czekał na mnie przed budynkiem,w samochodzie.Wsiadłam do jego Range Rover'a i ruszyliśmy do domu babci.Pokazałam Marco drogę i po 10 minutach gasił silnik pod domem babci.
-Może wejdziesz na jakąś...herbatę?-zaproponowałam,kiedy chciałam wysiąść z samochodu.
-Chętnie-wysiedliśmy i powoli podeszliśmy do drzwi.Zaczęłam szukać kluczy.W torebce,w kurtce,w spodniach.
-Kurwa-przeknęłam.
-Ej...
-No co ? Zostawiłam klucze w szpitalu.
-To będziemy musieli pojechać do mnie.
-Nie.Wydaje mi się,że w piwnicy jest otwarte okno.Spróbuję przez nie wejść.
-Poczekaj...Pokaż mi gdzie to okno.Ja wejdę i ci otworzę.
-Skąd mam wiedzieć,że mnie nie okradniesz?
-A czy wyglądam na złodzieja?-zaprzeczyłam kiwnięciem głowy.Okrążyliśmy dom i przez okno piwnicznej kuchni Marco wszedł do domu.Ja podbiegłam do drzwi i po chwili usłyszałam dźwięk przekręcania klucza w zamku.Weszłam do domu.
-Rozgość się w salonie,a ja zrobię herbatę.Owocowa może być?-Marco kiwnął głową.Nastawiłam wodę na herbatę i włożyłam torebki do kubków.Zanim woda zagotowała się,zrobiłam kilka kanapek.Wlałam wodę do kubków,wzięłam je wraz z talerzykiem i postawiłam w salonie na stoliku.Chwyciłam swój kubek i zaczęłam sączyć usta w gorącym napoju.
-Twoja babcia ma piękny dom.Twoja mam czy tata stąd pochodzi?
-Mama.Tata przyjechał tutaj na wakacje i poznał mamę.Później wyprowadzili się do Polski i tam wzięli ślub.Ja spędzałam tutaj każde wakacje.Z resztą...nadal spędzam-odpowiedziałam i znów zapanowała cisza.
-Może coś obejrzymy?-zaproponował Marco,a ja kiwnęłam głową.
-"Dirty Dancing" może być?
-Tak-odpowiedział,a ja podeszłam do regału z płytami.Babcia miała ich naprawdę dużo.Była kinomaniaczką.Znalazłam płytę i uruchomiłam sprzęt.Wzięłam jedną kanapkę i zaczęłam ją pochłaniać.Wypiłam herbatę i powoli powieki same mi się zamknęły.Wymamrotałam coś jeszcze i zmorzył mnie sen.


Przepraszam za to gówno.