wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział siedemnasty

Dwie kobiety siadają przy ulubionym stoliku jednej z nich. Obie uśmiechają się szeroko. Kiedy do ich stolika podchodzi kelner, blondynka zaczyna z nim flirtować. Na twarzy Weroniki pojawia się jeszcze większy uśmiech. Tęskniła za swoją przyjaciółką. Gdy mieszkała jeszcze w Warszawie, spotykały się prawie codziennie, a takie sytuacje były na porządku dziennym.
Zamawiają dwie latte macchiato. Czekają  aż kelner odejdzie z rozpoczęciem rozmowy. 
- To gdzie ten twój lowelas? Słyszałam, że jest bardzo przystojny i w dodatku strasznie wysportowany- odzywa się blondynka i uśmiecha się zadziornie. 
- Po pierwsze: nie jest lowelasem; a po drugie: nie jest mój! Widzę, że Julka o wszystkim już ci opowiedziała- odpowiada brunetka i śmieje się, a przyjaciółka jej wtóruje. 
- On nie jest mój. Wcale nic do niego nie czuję. Niczego mi nie wmawiajcie- naśladuje brunetkę Andżelika. - Znam cię za dobrze. Nie uwierzę w to. Może on tego nie widzi, ale mnie nie będziesz karmić tymi kłamstwami. Przyjechałam tutaj z misją specjalną i mam zamiar ją zrealizować. Nieważne, jak długo będziesz się upierać, ja i tak wyjdę na swoim- mówi i szeroko się uśmiecha. 
- Czy wy powariowałyście? Czy może zmieniłyście zawód i zamiast prawnikami zostałyście swatkami? - śmieje się brunetka. 
- Kochana, nie zamierzam dać ci spokoju. Albo powiesz mu o tym, co do niego czujesz, albo będę jęczała ci nad uchem do końca twojego marnego życia. 
Do stolika dziewczyn podchodzi kelner i kładzie dwa kubki kawy na stoliku. Andżeliką dziękuje mu, uśmiechając się przy tym uwodzicielsko. Weronika teatralnie przewraca oczami i wzdycha. 
Dziewczyny nie wracają do tematu piłkarza. Rozmawiają o codziennych sprawach i wspominają czasy liceum. Kiedy Weronika idzie do toalety, nie spodziewa się, że jej przyjaciółka przygotuje dla niej niespodziankę. 
- Marco przyjdzie dzisiaj na kolacje- informuje brunetkę Andżelika. Weronika spogląda na dziewczynę niepewnie. - Zostawiłaś telefon, więc postanowiłam do niego zadzwonić i go zaprosić. Muszę go chyba poznać! 
- Wariatka- rzuca Weronika i wybuchają śmiechem. 

~*~ 

- Dobrze wyglądam?- pyta blondynka, kiedy staje przed schodami i dłonią wygładza sukienkę. Andżeliką ubrana jest w krótką, czerwoną sukienkę z rozkloszowanych dołem. Dodatkowo strój doskonale podkreśla kobiece kształty blondynki. 
- Wystroiłaś się, jakbyś czekała na mężczyznę swojego życia- odpowiada Weronika i uśmiecha się szeroko. 
- Wiesz, skoro ty go nie chcesz, to może ja sobie go wezmę- komentuje blondynka i spogląda na swoją przyjaciółkę. Nie ujęła tych słów przypadkowo. Chce sprawdzić, jak zareaguje na nie Weronika. 
- Proszę bardzo. Jest wolnym mężczyzną- odpowiada Weronika, próbując, jak najbardziej ukryć złość. Układa na stole przyniesioną miskę z sałatką i ze zdenerwowania poprawia sztućce. Andżelika siada na jednym z krzeseł i bacznie obserwuje brunetkę. 
- Kogo chcesz oszukać? Jesteś wściekła jak osa, a powiedziałam tylko, że mogłabym z nim być... 
Blondynce przerywa dzwonek do drzwi. Weronika rusza ku drzwiom, ale zatrzymuje ją Andżelika. 
- Dokończymy tą rozmowę później!- mówi, a Weronika przewraca oczami i biegnie otworzyć drzwi. Zaraz za nią znajduje się Andżelika. 
Brunetka przekręca kluczyk w zamku, naciska klamkę, a zaraz przed sobą ma piłkarza. Ubrany jest w czarną koszulę i ciemne spodnie. 
- Cześć! Dziękuje bardzo za zaproszenie- odzywa się blondyn i szeroko się uśmiecha. Weronika gestem ręki zaprasza Reusa do środka i zamyka za nim drzwi. 
- Chciałabym przedstawić ci moją przyjaciółkę, Andżelikę- mówi po niemiecku brunetka i wskazuje na przyjaciółkę.  
- Mogłabyś powtórzyć imię?- pyta piłkarz i uśmiecha się niepewnie. Weronika już otwiera usta, aby coś powiedzieć, ale przeszkadza jej blondynka. 
- Wystarczy Angie- odpowiada Andżelika. 
- Mówisz po niemiecku?
- Tak się złożyło. Bardzo miło mi cię poznać- oznajmia blondynka i całuje piłkarza na powitanie w policzek. 
- Skoro już się poznaliście, to zapraszam na kolacje- odzywa się Weronika, uśmiechając się od ucha do ucha. Prowadzi przyjaciółkę i piłkarza do jadalni, gdzie zajmują miejsca.
Miło gawędzą podczas spożywania posiłku. Kiedy kończą, Andżelika i Marco udają się do salonu, a Weronika sprząta po kolacji i przygotowywuje deser. Po skończeniu przygotowań, brunetka zabiera pucharki z lodami na tacę i zmierza w kierunku salonu. Ponieważ obie ręce ma zajęte, musi otworzyć drzwi, pomagając sobie nogą. Ale, gdy troszczkę je odchyla, widzi, jak Andżelika zbliża się do piłkarza i delikatnie całuje go w usta. Weronika nie wierzy własnym oczom. Cicho odkłada tacę i równie cicho przechodzi do przedpokoju, ubiera buty, kurtkę i wychodzi z domu. Nie spodziewała się, że blondynka może zrobić coś takiego, że posunie się tak daleko. Nie rozumie samej siebie. Dlaczego tak zareagowała? Przecież z piłkarzem nie łaczy jej nic poza przyjaźnią...
Powoli zbliża się ku Phoenix See.

~*~ 

Blondyn odrywa się od dziewczyny. Spogląda na nią pytająco, kiedy słyszy trzaśnięcie drzwi.
- Co to miało być?- pyta piłkarz.
- Chciałam coś sprawdzić. Ale nie martw się, nie będę próbowała tego powtórzyć- odpowiada blondynka i uśmiecha się do niego szeroko.
- Zrobiłaś ze mnie swojego królika doświadczalnego?- śmieje się Reus i dodaje:- Aż tak źle całuje?
- Nie było aż tak źle- wtóruje mu dziewczyna- Jeśli miałabym listę"najlepiej całujących chłopców" byłbyś gdzieś w pierwszej piątce. Pewnie słyszałeś, że lubię uwodzić facetów.
- O, tak. Weronika coś o tym wspominała.
Znowu słychać śmiech tej dwójki.
- Ale na mnie nie podziała twój urok.Moje serce jest już zajęte. Także tym pocałunkiem nic nie zdziałasz.
- Bardzo żałuję. Ale chyba wiem,kto zajął twoje serduszko.
- Nie znasz jej- zaprzecza blondyn, ale Andżelika wbija w niego swój wzrok.
- Och, mogłabym się o to kłócić. Widziałam, jak na nią patrzysz podczas kolacji. Nie jestem aż tak ślepa jak ona- odpowiada dziewczyna i uśmiecha się triumfalnie, wpatrując się w piłkrza i widząc jak on opuszcza głowę, niczym małe dziecko i nerwowo bawi się palcami.
- Gdzie Weronika?- zadaje pytanie blondyn, przypominając sobie trzaśnięcie drzwi i jednocześnie chcąc zmienić temat.
- Wydaje mi się, że wyszła po coś na zakupy.Ale wydaje mi się, że lepiej będzie, jeśli już pójdziesz.
Reus nie rozumie Andżeliki, ale żegna się z nią i posłusznie wychodzi.
Andżelika wie, dlaczego Weronika opuściła dom. Widziała ją, kiedy stała w drzwiach. Siada na kanapie i czeka.
Po godzinie blondynka słyszy, jak ktoś wchodzi do domu.
- W końcu jesteś!- krzyczy, ale nikt jej nie odpowiada.
Podnosi się i przechodzi do przedpokoju, w którym Weronika ściąga buty.
- Gdzie byłaś?- pyta Andżelika, ale brunetka tylko ją mija i wchodzi do kuchni. Idzie za nią. Weronika nalewa sobie wody do szklanki i powoli ją pije. Nie zamierza odpowiadać na pytania przyjaciółki. Najlepiej byłoby, gdyby Andżelika wróciła do Polski. Wie, że nie powinna aż tak złościć się na blondynkę, ale miały zasadę, która obowiązywała je od liceum. Dlaczego Andżelika ją złamała?
- Rozumiem, że teraz nie będziesz się odzywać...
Na chwilę przerywa, ale po chwili dodaje:
- Wiesz, że ja go pocałowałam, żeby coś ci udowodnić? 
Weronika stoi odwrócona w kierunku okna. Ale kiedy słyszy, co mówi jej przyjaciółka, odwraca się do niej. 
- Niby co? Że potrafisz zdobyć każdego faceta? 
- Nie. Pamiętam o naszej zasadzie. Ale z innego. Zastanawiałaś się, dlaczego jesteś tak wściekła i zazdrosna? Mogę ci pomóc odpowiedzieć na to pytanie. Kochasz go! Zrozum to w końcu, zanim jakaś laska sprzątnie ci go sprzed nosa. 
Weronika podchodzi do kuchennych drzwi, otwiera je i wpuszcza Simbę do środka.
- Pojutrze muszę jechać w służbowej sprawie do Stuttgartu. Załatw sobie bilet na samolot lub pociąg. Chyba, że wolisz tutaj zostać. Dla mnie to bez różnicy. Idę spać. Dobranoc- mówi brunetka, nie spoglądając ani razu na blondynkę. Bierze szczeniaka na ręce i wychodzi z kuchni. Kiedy wchodzi do sypialni, odkłada Simbę na łóżko, zamyka za sobą drzwi i przekręca kluczyk w zamku. Kładzie się na łóżku i wpatruje się w sufit. Jej myśli krążą wokół tego, co się wydarzyło. Nawet nie orientuje się, kiedy zasypia. 

~*~ 

Dziewczyny wysiadają z samochodu brunetki i wchodzą na lotnisko. Udają się na halę odlotów i siadają tam na krzesełkach. Od momentu, gdy usiadły razem do śniadania nie odzywają się od siebie. Obie wiedzą, że powinny przeprosić tą drugą. Blondynka zrozumiała, że nie powinna była tak robić. Mogła pokazać przyjaciółce, że Reus jest dla niej ważny inaczej. 
Weronika z kolei wie, że nie powinna tak reagować na to, co zobaczyła. Mogła przyjąć to ze spokojem. Teraz Andżelika nie da jej spokoju. 
Kiedy słyszą komunikat, podnoszą się i zmierzają w stronę odprawy. 
- Przepraszam, że tak zareagowałam. Nie powinnam się tak zachowywać. Jest mi strasznie głupio, że tak się na ciebie wkurzyłam- jako pierwsza odzywa się Weronika, patrząc na swoją przyjaciółkę. 
- Ja też muszę cię przeprosić. Głupio wyszło, że go pocałowałam. Mogłam tylko z tobą porozmawiać- mówi blondynka i przytula Weronikę. 
- Nie gniewaj się na niego. To nie jego wina. Rzuciłam się na niego, nie spodziewał się tego i dlatego tak wyszło- dodaje Andżelika, kiedy odsuwa się od brunetki. 
- Postaram się. Leć już, bo się spóźnisz- pogania przyjaciółkę Weronika i macha jej na pożegnanie. Andżelika znika pomiędzy innymi, oczekującymi na odprawę, ludźmi. 

~*~ 

Słyszy dzwonek do drzwi. Właśnie przygotowuje sobie coś do jedzenia. Wyciera ręce w ścierkę i kieruje się w stronę przedpokoju. Spogląda przez okno i widzi samochód Weroniki, zaparkowany na podjeździe. Przekręca kluczyk w zamku i otwiera drzwi. 
- Cześć- wita się Weronika, trzymając Simbę na rękach. 
- Cześć. Wchodź do środka- zaprasza ją gestem ręki, ale ona kiwa przecząco głową. 
- Mam do ciebie prośbę. Mógłbyś zająć się na tydzień Simbą? Wyjeżdżam do Stuttgartu, a nie chcę zostawiać go samego w domu. Zgadzasz się?
- Pewnie- odpowiada blondyn, a dziewczyna podaje mu psa. 
Marco wydaje się, że Weronika ma jakiś dystans do niego. Zachowuje się całkowicie inaczej. Coś jest nie tak, myśli. 
- W bagażniku mam jeszcze jego legowisko, miski do jedzenia, jakieś zabawki i smycz. Pójdę po nie- mówi brunetka i chce zejść po schodkach, ale zatrzymuje ją piłkarz, łapiąc dziewczynę za nadgarstek. 
- Co się stało?- pyta ją i spogląda Weronice w oczy, ale ona szybko opuszcza głowę i wyrywa rękę blondynowi. 
- Nic- odpowiada i udaje się do samochodu. 
Reusa kłuje chłód, z jakim Weronika kieruje do niego słowa. Zastanawia się, co jej się stało. 
Brunetka wyciąga karton z najpotrzebniejszymi rzeczami szczeniaka i udaje się z nimi pod drzwi, i tam je kładzie. 
- W Stuttgarcie gra Leitner. Pozdrów go ode mnie. Zadzwonię wieczorem, żeby zapytać, jak minęła ci pozdróż- odzywa się blondyn, chcąc przerwać niewygodną dla niego ciszę. 
Weronice natomiast ta cisza odpowiadała. Sama po chwili nie rozumiała, dlaczego zachowuje się wobec Marco tak chłodno. Być może było to jej reakcja obronna na to, co się wydarzyło. 
Lecz Marco nie wie, że Weronika widziała jego pocałunek z Andżeliką. Był pewien, że chwilę wcześniej wyszła do sklepu i o niczym nie wie. 
- Nie. Ja zadzwonię. Do zobaczenia- odpowiada, nie spoglądając na blondyna. Głaszcze Simbę po głowie, po czym podchodzi do samochodu i do niego wsiada.
Marco i Simba patrzą, jak dziewczyna odjeżdża i już za nią tęsknią.

~*~ 

Po dwugodzinnym czekaniu na spóźniony samolot i po godzinnym locie, Weronika zmęczona wsiada do taksówki. Podaje kierowcy adres hotelu, w którym ma się zatrzymać. Taksówka rusza, a brunetka opiera głowę o szybę samochodu. Zaczyna intensywnie myśleć nad tym, jak potraktowała piłkarza. Może nie powinna być wobec niego taka zimna? Nie potrafi wybaczyć Andżelice, a szczególnie jemu, że pozwolił się jej pocałować. Ale czemu miałby zrobić inaczej? Przecież ona i blondyn są tylko przyjaciółmi... 
Z przemysleń wyrywa ją głos taksówkarza, który informuje o tym, że dotarli na miejsce. Weronika płaci za przewóz i wysiada z samochodu. Czeka, aż kierowca wyciąga z bagażnika jej walizkę, dziękuje mu i taksówka odjeżdża. Dziewczyna czuje, że jej telefon wibruje. Wyciąga go z kieszeni jeansów i odbiera. Podczas rozmowy łapie za rączkę walizki i wchodzi na ulicę, nie rozglądając się. I kiedy jest już na jezdni, patrzy w prawo. Samochód szybko zbliża się w jej kierunku i raz po razie trąbi.
- Uwaga!- słyszy i nagle czuje, że ktoś popycha ją do przodu. Weronika przewraca się na trawę, a ktoś kto ją popchnął, ląduje na niej. Ten "ktoś" szybko się jednak podnosi i Weronika może zobaczyć, że osoba, która jej pomogła, jest wysokim, wysportowanym brunetem o zielonych oczach. Brunet podaje Weronice rękę i pomaga jej wstać. 
- Mógłby pan czasami uważać!- odzywa się dziewczyna, otrzepując się z trawy. 
- Właśnie uratowałem pani życie, a pani zamiast mi podziękować, wydziera się na mnie! Z tym się jeszcze nie spotkałem! 
- Dziękuje? Lepiej?- patrzy na chłopaka, a później robi krótki remanent swojego ubioru. Zauważa, że jej białe spodnie nie są już białe, lecz przyprały barwę zielonkawą i na jednym kolanie powstała pokaźnych rozmiarów dziura. 
- No i brawo! Jeszcze zniszczył mi pan spodnie!
- Po pierwsze: lepiej chyba dalej żyć i mieć zniszczone spodnie. Może pani kupić sobie przecież nowe, a po drugie: może mnie pani w ramach podziękowania zaprosić na jakąś kawę albo, mając na uwadze porę, na kolację. To już zależy od pani wyboru- odpowiada brunet i uśmiecha się szeroko. 
- Ja mam pana zaprosić?
Patrzy na chłopaka i krzyżuje ręce na klatce piersiowej. 
- Mhmmm...
- Mam mieszkać w tym hotelu, więc może spotkamy się za pół godziny w hotelowej restauracji? 
- Za pół godziny? Zamierza mi pani zwiać? Czy może wpaść pod kolejny samochód?- pyta żartem chłopak. Powoduje to pojawienie się na twarzy Weroniki wielkiego uśmiechu. 
- Nie. Chciałabym się odświeżyć i przede wszystkim przebrać- odpowiada, wskazując na swój strój. 
- Dobrze, zgadzam się. Ale musi mi pani zdradzić chociaż swoje imię. Gdyby odechciało się pani ze mna spotkać, znajdę panią na recepcji. 
- Weronika- mówi i wyciąga w kierunku chłopaka rękę. 
- Moritz. 

Dobra, dobra. Jest i kolejny rozdział! Mam nadzieję, że wam się spodoba. 

czwartek, 9 lipca 2015

Rozdział szesnasty

Pisanie idzie jej szybciej niż myślała. Pomimo presji jaka na nią ciąży, idzie jej to błyskawicznie. Musi jeszcze dzisiaj wysłać artykuł Martinowi. Od kiedy pamięta, marzyła o tym, by zostać dziennikarką. A jeszcze bardziej cieszy ją fakt, iż może połączyć swoją pasję z pracą. Cieszy ją, że może pisać o sporcie, o czymś co rzeczywiście ją interesuje.
Siedzi na kanapie z laptopem na kolanach i pracuje. Simba leży na fotelu, bacznie obserwując swoją właścicielkę. Kiedy słyszy dźwięk dzwonka, zrywa się i  biegnie do drzwi.
- Jeszcze gdybyś potrafił otworzyć...- wzdycha dziewczyna i zaczyna się śmiać. Zanim zdąża wstać, gość jest już w salonie.
- Hej! Mam coś dla ciebie- mówi blondyn, uśmiecha się i podnosi przyniesioną przez siebie torbę. Dziewczyna spogląda na niego zdezorientowana.
- Jak wszedłeś?- pyta zdziwiona.
- Twój pies jest na tyle inteligentny, że potrafi przekręcić kluczyk w zamku- piłkarz odpowiada z powagą, ale kiedy widzi jeszcze bardziej niepewny wzrok Weroniki, wybucha śmiechem.- Mówiłem ci już, żebyś zamykała drzwi na kluczyk! Przyniosłem jedzenie, bo wydaje mi się, że pracujesz od rana i nie zdążyłaś jeszcze niczego zjeść.
Dziewczyna kiwa głową i podchodzi do stołu. Siadają i zaczynają jeść. Po posiłku dziewczyna zabiera naczynia, ale Marco ją zatrzymuje.
- Daj spokój, ja to posprzątam. Wracaj lepiej do pracy. Później wyprowadzę jeszcze Simbę- mówi i uśmiecha się, a dziewczyna obdarowuje go pocałunkiem w policzek. Odwraca się i wraca na kanapę, a piłkarz udaje się do kuchni.
Po kilku minutach słyszy, jak Reus nawołuje psa. 
- Za pół godziny jesteśmy spowrotem- mówi blondyn. Zapina smycz do obroży Simby i po chwili brunetka słyszy trzaśnięcie drzwi. Wraca do pracy. 
Kiedy, po dwóch godzinach, czyta skończony tekst i wysyła go do Martina, Marco i Simby jeszcze nie ma. Zaczyna się martwić. Gdyby tego było mało, zdażyło się już nieźle rozpadać. Już chce dzwonić do piłkarza, lecz słyszy, że ktoś wchodzi do domu. Słychać, jak mokre łapy pieska uderzają o podłogę. Do salonu wchodzi Marco, z którego woda ścieka strumieniami.
- Gdzie byliście tak długo?- pyta rozbawiona dziewczyna. 
- Ledwo wyszliśmy na ulicę, zaczęło lać. Chciałem wrócić, ale Simba mi uciekł. Złapałem go dopiero w parku. Weszliśmy do jakiejś kawiarni i przeczekaliśmy deszcz. Wracamy i jakieś dwie ulice stąd znowu zaczęło padać. 
- To się nazywa szczęście!- odpowiada dziewczyna i wybucha śmiechem, a piłkarz jej wtóruje. - Idź się przebrać, a ja pójdę wykąpać Simbę. Całe szczęście, że nie jest jeszcze normalnych rozmiarów! Wiesz, gdzie są ręczniki, prawda? 
Blondyn twierdząco kiwa głową. Weronika przywołuje do siebie szczeniaka i bierze go na ręce. Wchodzi z nim po schodach i udaje się do łazienki.  Kładzie psa do wanny i zaczyna go opłukiwać. Simba zaczyna merdać ogonem. Nie spodziewała się, że w ciagu tak krótkiego czasu zdąży pokochać to zwierzę. Nie potrafiłaby wyobrazić sobie teraz swojego życia tutaj bez niego. No i oczywiście bez jeszcze jednej osoby. 
- Pomóc ci może? - słyszy dziewczyna i odwraca się w kierunku drzwi. Stoi w nich piłkarz przepasany jedynie ręcznikiem. Weronika zaczyna zastanawiać się, czy on może już zorientował się, że jej zaczyna brakować tchu, kiedy widzi jego nagi tors. 
- Nie, ale możesz zejść i zrobić coś do picia, dobrze? 
- Nie ma problemu. 
Reus puszcza jej oczko i wychodzi z łazienki. Weronika wylewa płyn na sierść Simby, a on jeszcze mocniej zaczyna merdać ogonkiem. Szybko kończy kąpiel psa, zaczyna go płukać. Kiedy odkłada prysznic, pies wyskakuje z wanny i ucieka z łazienki, pozostawiając za sobą mokre ślady. Weronika rusza w pogoń za nim. Simba zatrzymuje się przed schodami, bo nie potrafi jeszcze po nich schodzić, ale znajduje przy ścianie listwę, po której zjeżdża na dół. Weronika zaczyna się śmiać i rusza w dalszy pościg za szczeniakiem. Wbiega za nim do kuchni, ale piłkarz zdążył już go złapać i się śmieje. 
- Beze mnie byś zginęła! 
- Na pewno! 
Dziewczyna bierze na swoje ręce psa i wyciera go, przyniesionym przez nią, ręcznikiem. 
Dziewczyna otwiera drzwi w kuchni, które wychodzą na taras i razem z Simbą wychodzą na zewnątrz. Weronika siada na fotelu, a pies biegnie wgłąb ogrodu. 
- Telefon!- krzyczy Reus z kuchni. 
- Mógłbyś odebrać?
Po chwili na tarasie pojawia się Marco z telefonem w ręku. 
- Martin. Chyba jest zadowolony- mówi i uśmiecha się, podając komórkę Weronice. 
Dziewczyna przykłada telefon do ucha i od razu słyszy pochwały. 
- Musisz przyjść pojutrze, ponieważ powinnaś uczestniczyć w projektowaniu całej gazetki. 
Kończą rozmowę, a Marco pojawia się z szklankami zimnego napoju. Jak na październik temperatura jest naprawdę wysoka. 

~*~

Budzi ją dzwonek do drzwi. Simba zrywa się z łóżka i zaczyna szczekać. Podbiega do drzwi, ale nie może wyjść z sypialni, ponieważ drzwi są zamknięte. Weronika wstaje, bierze Simbę na ręce i ,uprzednio sprawdzając, która jest godzina, wychodzi z pokoju. Schodzi po schodach i staje przed drzwiami. Przekręca kluczyk w zamku, pociąga za klamkę, a przed nią ukazuje się Reus wraz z małym dzieckiem. 
- Chyba cię obudziłem- mówi lekko speszony piłkarz. 
- Nie, dobrze, że to zrobiłeś, bo spałabym do południa. Co to za dziecko? 
- Moje, nieślubne. 
- Śmieszny żart. A tak serio? 
- Mój siostrzeniec. Mogłabyś przez jakieś trzy godziny się nim zająć? - piłkarz patrzy na nią oczami kota ze Shreka. Dziewczyna spogląda na chłopca, który stoi przytulając się do nogi swojego wujka. 
- Cześć. Mam na imię Weronika. A ty?- dziewczyna podaje mu rękę, na którą chłopiec spogląda niepewnie. 
- Jestem Nico- odpowiada i podaje dłoń brunetce. 
- W salonie jest Simba, owczarek niemiecki, który nie mógł doczekać się twojej wizyty. Biegnij do niego, a ja porozmawiam z wujkiem. 
Mały spogląda na wuja. Piłkarz kiwa głową i puszcza do niego oczko, a Nico wbiega do domu. 
Reus podaje Weronice torbę. 
- Tutaj są jakieś ubrania, gdyby się pobrudził. Siostra podstawiła mnie pod ścianą. Dziękuje bardzo! 
- Nic się nie martw. Wszystko będzie dobrze. Leć, bo się spóźnisz. 
Piłkarz całuje dziewczynę w policzek i zbiega ze schodków. Brunetka patrzy, jak blondyn wsiada do samochodu i macha mu, kiedy Reus odjeżdża. Wchodzi do domu, zamyka za sobą drzwi i idzie do salonu. 
- Nico, popracujesz ze mną trochę w ogrodzie?- Weronika pyta, a Nico uśmiecha się i kiwa głową na zgodę.
- Ale najpierw coś zjemy! Masz ochotę na naleśniki? 
Słyszy głośne przytaknięcie. Ma pewne doświadczenie z dziećmi. Dziesięcioletni brat też lubił naleśniki, gdy był w wieku Nico. Chyba każde dziecko je uwielbia. 
Po zjedzonym posiłku Weronika przebiera się i wychodzą na zewnątrz. Muszą pograbić liście w ogrodzie. Pomimo tego, że pogoda jest fantastyczna jak na tę porę roku, liście zdążyły już spaść z drzew. 
Praca idzie im powoli, ponieważ więcej w tej pracy zabawy niż obowiązku. Rzucają w siebie liśćmi, skaczą w sterty już zgrabionych liści. 
Podczas pracy w ogrodzie, Weronika słyszy, że jej telefon dzwoni. Wbiega do domu i zabiera telefon ze stołu. Wychodzi na taras, by móc pilnować Nico. Odbiera. Podczas rozmowy obserwuje Nico, kiedy on bawi się w ogrodzie z Simbą. Jest bardzo podobny do Marco. Kolor włosów i oczu. 
Musi pilnie stawić się w redakcji. Martin nie powiedział dosłownie, o co chodzi, ale dziewczyna domyśla się, że o projekt dodatku. 
Zastanawia się, co zrobić z Nico. Marco jeszcze nie wrócił, więc musi zabrać chłopca ze sobą. Postanawia zadzwonić do piłkarza, żeby powiadomić go, o zaistniałej sytuacji. Dziewczyna ma odwieźć Nico do mieszkania Marco. 
Kiedy Weronika bierze prysznic i przebiera się Nico bawi się z Simbą. 
- Możemy jechać. Chodź, Nico, ubierzemy buty- mówi dziewczyna i wyciąga dłoń w kierunku chłopca. 
- Simba nie może jechać z nami? Będzie mu smutno samemu w domu!- odpowiada blondynek, spoglądając smutno na szczeniaka. 
- Nie martw się, bardzo często już zostawał sam. Ma tutaj dużo zabawek, zresztą on lubi dużo spać, a kiedy nie ma nikogo w domu jest cicho i to mu się podoba- dziewczyna uśmiecha się do chłopca, a on odpowiada jej tym samym. Podchodzi do niej, cały czas bacznie obserwując pieska. Kiedy ubiera buty nie spuszcza z niego wzroku. Dziewczyna upewnia się, czy wszystko zabrała, podczas gdy Nico żegna się z psem. 

~*~

Nico łapie Weronikę za rękę i próbuje z każdym krokiem coraz bardziej schować się za nią. Powoli przechodzą przez redakcje, chcąc wejść do gabinetu Martina. Każda z pań, które mijają po drodze, wita ich serdecznie. 
Dziewczyna dwukrotnie stuka w drzwi, a kiedy słyszy zaproszenie, wchodzi. Martin siedzi przy ogromnym biurku, pracując przy komputerze. 
- Możesz położyć tą kawę na biurku?- pyta, a Weronika wybucha śmiechem. Martin spogląda na nią i na jego twarzy pojawia się wielki uśmiech. 
- Przepraszam, myślałem, że to sekretarka. Cieszę się, że jesteś. 
Weronika kieruje się w stronę biurka i w tej chwili Martin orientuje się, że w gabinecie znajduje się ktoś jeszcze. 
- Nie mówiłaś, że masz dziecko... 
Weronika ponownie wybucha śmiechem. 
- Bo nie mam. To Nico, siostrzeniec Marco. Marco nie mógł się nim zająć, więc mnie o to poprosił, a później zadzwoniłeś ty i nie miałam go z kim zostawić, wiec musiał przyjechać ze mną. 
- Zaraz poproszę sekretarkę, ona się nim zajmie. 
- Nie trzeba. Mógłby pracować razem z nami - sprzeciwia się dziewczyna, ponieważ domyśla się, że Nico nie będzie chciał zostać z kolejną nieznajomą osobą. 
- Uwierz mi. Tak będzie łatwiej. I dla ciebie i dla niego. 
Kiedy Nico zdążył się już poznać i zaklimatyzować z panią sekretarką, Weronika, Martin i, jak dowiedziała się wcześniej, jej nowa koleżanka z pracy Emma zasiedli przy stole w sali konferencyjnej. Emma pokazuje im stworzony przez siebie projekt, rozmawiają nad nim i poprawiają go. 
- O klubie, który opiszemy w następnym numerze, zadecydują czytelnicy na stronie internetowej. Miejmy nadzieję, że to im się spodoba. 

~*~

-Czemu musisz już jechać, Weronika?- pyta smutny Nico, kiedy Weronika ubiera buty. 
- Musisz przekonać wujka, żeby następnym razem, kiedy będzie się tobą opiekował, znowu przyjechał z tobą do mnie. Simba będzie czekał. 
- A ty? 
- Oczywiście, że tak- odpowiada i spogląda na piłkarza. Szeroko się do niej uśmiecha. Odpowiada mu tym samym. Żegna się z nimi i wychodzi z domu blondyna. Wsiada do swojego samochodu i odjeżdża. 

~*~

Piłkarz przykuca przy siostrzeńcu. 
- Nico, nie możesz powiedzieć o Weronice mamie ani babci. To będzie nasza tajemnica, dobrze?- Marco spogląda na chłopca. 
- Dobrze, wujku- odpowiada i przybija blondynowi piątkę. Reus wstaje i udaje się do kuchni. 
- Ale jak dorosnę, to się z nią ożenię. 
Marco wybucha śmiechem. 
- O nie, mały. Wujek się z nią ożeni. Jesteś za młody. 
I oboje wybuchają śmiechem. Piłkarz przerzuca sobie chłopca przez ramię, zanosi go na kanapę i zaczyna łaskotać siostrzeńca.

~*~

- Miejmy nadzieję, że Borussia pomimo przegranej w finale Ligi Mistrzów nie zrezygnuje z dalszej walki i do końca będzie walczyć ze swoim największym rywalem- Bayernem Monachium. Życzę im powodzenia w dalszej części sezonu- Martin uparł się, żeby ktoś przeczytał cały artykuł, który napisała, całej redakcji. 
- Chciałbym wznieść toast! Za naszą nową panią dziennikarkę i za nasz sukces! - odzywa się Martin, a później słychać stukot uderzających o siebie kieliszków. Z głośników zaczyna lecieć muzyka, a cała redakcja zaczyna podrygiwać w rytm muzyki.
- Szkoda, że Marco tutaj nie ma- mówi Emma, próbując przekrzyczeć hałas. 
- Nie mógł przyjść, ale życzył nam świetnej zabawy! 
Dziewczyny wzajemnie się do siebie uśmiechają. Weronika kiwa głową w kierunku drzwi, Emma rozumie, o co chodzi i idzie za nią. 
- Tutaj możemy spokojnie porozmawiać. Cieszy mnie, że to co robimy podoba się ludziom! A jeszcze bardziej to, że cię poznałam- oznajmia Weronika, a jej przyjaciółka uśmiecha się. 
- Jak myślisz, kogo wybiorą czytelnicy?- pyta Emma, biorąc łyk ze swojego kieliszka. 
- Kompletnie o tym zapomniałam. Nie mam bladego pojęcia. A ty, masz jakiś pomysł? 
- Ba, nawet sama głosowałam. I bardzo bym chciała, żeby wygrał właśnie ten klub! 
- To na jaki głosowałaś? 
- Phi! Jasne, że ci nie powiem!- i obie wybuchają śmiechem. Przez ten tydzień pilnie pracowały nad gazetką i zdążyły się w tym czasie zaprzyjaźnić. 
Na sali rozlega się głos Martina, proszący gości o uwagę. Dziewczyny podnoszą się ze swoich miejsc i udają się pod scenę. 
- Mam nadzieję, że bawicie się świetnie. Jak wiecie następny klub, do którego ma udać się Weronika, miał zostać wybrany przez czytelników. Tak też się stało. Głosowanie wygrał... 
Martin spogląda na Weronikę. Widzi na jej twarzy niepewność i zdenerwowanie. 
- Nie będę dłużej tego przeciągać, ponieważ widzę, jak bardzo denerwuje się mój nowy skarb. Weroniko, pojedziesz do Stuttgartu! 

piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział piętnasty

Pojawia się na treningu pięć minut przed czasem, jednak większość zawodników jest już na boisku. Bawią się w berka czy coś w tym rodzaju. Trener pojawia się o czasie wraz ze swoim zastępcą i natychmiast zauważa brak jednego zawodnika.
- Wie ktoś czemu Marco nie przyszedł dziś na trening?- pyta, ale żaden z piłkarzy nie odpowiada. Weronika sama chciałaby to wiedzieć. Zaczyna martwić się o Reusa. Jej myśli nie potrafią dzisiaj skupić się na obserwowaniu zachowań zawodników i trenera oraz robieniu notatek. Cały czas błądzi myślami przy osobie 24-letniego piłkarza.
Czuje, jak ktoś trąci ją w łokieć i wraca myślami na ziemię.
- Co z Marco?- pyta Robert, siada obok niej i bierze łyk wody z butelki, którą trzyma w ręku.
- Wydaje mi się, że może być przeziębiony- dziewczyna odpowiada niemal szeptem.
- Dlaczego?
- Wczoraj zamarzyła mu się kąpiel w jeziorze niedaleko mojego domu i myślę, że to może być przyczyna.
Robert zostaje przywołany przez trenera i wraca do treningu.
Po skończonym treningu Weronika wsiada do samochodu i postanawia odwiedzić Reusa. Po drodze wstępuje na małe zakupy, spodziewając się, że zastanie u blondyna pustą lodówkę. 
Wyciąga z bagażnika dwie siatki i wcześniej zamykając samochód, podchodzi pod drzwi domu piłkarza. Nigdy wcześniej nie była u niego. Naciska dzwonek i słyszy wewnątrz mieszkania ciche ding-dong. Czeka aż ktoś otworzy jej drzwi, ale nikt nie nadchodzi, dlatego postanawia sama wejść do środka. Ostrożnie chwyta klamkę i rozwiera drzwi. 
- Jest tu ktoś?- pyta niepewnie.
- Wchodź- słyszy cichy głos w głębi domu. Nabiera większej pewności siebie i przestępuje próg. Zamyka za sobą drzwi i rozgląda się po przedpokoju. Wiesza torebkę i płaszcz na jednym z wieszaków przymocowanych do ściany. Woła jego imię, ale odpowiada jej tylko kichnięcie. Powoli wchodzi wgłąb apartamentu. Dociera do wielkiego salonu, połączonego z dużą kuchnią. Cały salon jest przeszklony, jednak wszystkie rolety są spuszczone. W pomieszczeniu panuje półmrok. Zauważa Reusa, leżącego na kanapie. Znów kichnięcie. 
- Doigrałeś się. 
- Przecież nic mi nie jest. 
I kolejne kichnięcie. 
- Właśnie widzę. Mierzyłeś temperaturę?- pyta zmartwiona i siada na podłodze obok sofy, na której leży piłkarz. 
- Tak, nie jest za wysoka, 37,5.
- Jadłeś coś?- zadaje kolejne, ale blondyn jedynie kręci przecząco głową.- Zrobię ci rosół, to zawsze pomaga. 
Dziewczyna wstaje i kieruje się w stronę kuchni, po drodze zabierając pozostawione przy ścianie torby z zakupami. Staje przy kuchennym blacie i już wie, że to nie będzie takie łatwe. Sama nie da sobie. Raczej nigdy nie zostanie szefem kuchni, ale jest jeszcze jeden problem.
- Chyba musisz mi powiedzieć, co gdzie jest, bo nie chciałabym grzebać ci po szafkach- mówi i nagle czuje oddech piłkarza na karku. Jej serce niewiarygodnie szybko przyspiesza.
- A czego potrzebujesz?- pyta Reus i sięga po szklankę, do której nalewa sobie wody.
- Napewno jakiegoś garnka. A ty powinieneś pić tylko i wyłącznie herbatę z cytryną i miodem!
Blondyn otwiera szufladę i wyciąga z niej wspomniany przedmiot.
- Taki wystarczy?- dziewczyna kiwa głową.- A propos tej herbaty, to niestety nie mam miodu ani cytryn.
Weronika wyciąga z siatki miód i kilka cytryn.
- Już masz. Idź się położyć, zrobię ci herbatę i za chwilę ją przyniosę.
Po części czuje się winna za to, że Reus jest teraz przeziębiony. To ona wymyśliła tą głupią wycieczkę, ale nigdy nie wpadłaby na to, że on będzie chciał wskoczyć do tego jeziorka.
Marco kieruje się w stronę kanapy, a Weronika nalewa wody do czajnika. Zanim czajnik się wyłącza, udaje je się również garnek napełnić wodą i postawić go na kuchence. Z szafki, z której piłkarz wyciągnął szklankę, dziewczyna wyciąga kubek. Nalewa do niego wrzątku i wrzuca herbatę. Ponieważ musi poczekać chwilę z dodaniem cytryny i miodu, wrzuca w tym czasie do garnka kurze udko i wsypuje przyprawy. Robi kilka kanapek, bo wie, że zapewne Marco niczego nie zdążył jeszcze zjeść. 
Po wyciśnięciu cytryny i dodaniu miodu, bierze talerz z kanapkami i kubkiem, i udaje się do salonu. Stawia herbatę wraz z talerzem na stoliku i siada na fotelu. 
- Może zanim rosół się ugotuje,obejrzymy jakiś film? 
Blondyn kiwa głowa na zgodę. Weronika wybiera jakiś film. 

Kiedy film się kończy, podnosi się z fotela i zauważa, że piłkarz zasnął. Cicho przechodzi do kuchni i kosztuje zupy. Ponieważ wydaje jej się za mało ostra dodaje soli i pieprzu. Czeka jeszcze kilka minut i wyciąga talerz. Nalewa do niego zupy, zabiera go i idzie do salonu. Kładzie go na stoliku i lekko szturcha Reusa, żeby go obudzić. Marco podnosi się ospale. 
- Zupa gotowa. Mam nadzieję, że będzie ci smakować. 
Reus bierze łyżkę zupy i smakuje jej.
- I jak? - pyta zniecierpliwiona Weronika.
- Całkiem niezła- odpowiada piłkarz i chytrze się uśmiecha.
Dziewczyna biegnie do kuchni, nalewa sobie zupy i udaje się spowrotem do salonu. Siada i kosztuje zupy. Już wie, że blondyn ją oszukał.
- Przecież ta zupa jest ochydna. Nie nadaję się do gotowania. Mogłam cię otruć!
Zabiera mu talerz sprzed nosa i zanosi go do kuchni. Już wie, kto zrobi najlepszy rosół pod słońcem.
-Marco, za dwie godziny jestem spowrotem. Zjedz te kanapki i spróbuj zasnąć. Potrzebujesz snu- krzyczy z przedpokoju, gdzie zakłada kurtkę. Wychodzi z domu i szybko wsiada do samochodu, bo na dworze zdążyło już strasznie się rozpadać.
Kierunek- dom pani Mueller.

~*~

Wraz z dziesiątką pozostałych zawodników i jedenastką drużyny przeciwnej wychodzi na murawę. Jego występ w tym meczu stał pod wielkim znakiem zapytania. Ale Weronika zrobiła wszystko, aby zagrał. Podobał mu się sposób, w jaki się o niego troszczyła. Chciałby, aby takie momenty zdarzały się częściej w jego życiu. 
Tradycyjnie wchodzi na boisko prawą nogą. Kibice nigdy nie pozwalają na tym stadionie o sobie zapomnieć. Kocha tą atmosferę, ten stadion, tych ludzi, ten klub. Nie pozwoliłby nikomu zabrać mu tego. To jego miasto. W nim się urodził, tutaj się wychował i dla niego chce grać. Grać i wygrywać. 

~*~

Siada na miejscu, gdzie teoretycznie nie powinno jej być. To miejsce dla trenera, sztabu i zawodników rezerwowych. Ale jest, ze względu na swoje zadanie. Ma bacznie obserwować piłkarzy i trenera. I wszystko notować.
Mecz się zaczyna i już w trzeciej minucie sędzia pokazuje zawodnikowi z Hannoveru żółty kartonik. Dyktuje również rzut karny. Na linii jedenastego metra piłkę ustawia zawodnik Borussi z numerem 11. Stadion na chwilę cichnie, ale mija kilkanaście sekund i piłka znajduje się w bramce. Kibice szaleją, wiwatują, choć tak naprawde to dopiero początek meczu i wszystko jeszcze może się zdarzyć.

~*~

- Spotykamy się jak zwykle w Acqua'i o 20?
Wszyscy zawodnicy twierdząco kiwają głową.
- Marco, tylko przyprowadź w końcu jakąś dziewczynę- szepcze Nuri,a Reus uśmiecha się szeroko.
- Co ty, przyprowadzę swojego chłopaka!- odpowiada i wychodzi z szatni.

~*~

Siada z kubkiem herbaty na kanapie. Ma zamiar napisać choć część artykułu. Ma już trochę informacji, więc zabiera się do pracy. Jednak zdąża napisać jedynie jedno zdanie, a już słyszy dzwonek do drzwi. Ciężko wzdychając, podnosi się i udaje do przedpokoju. Przekręca kluczyk w zamku i otwiera drzwi. Niespecjalnie dziwi ją widok Reusa. Od pewnego czasu bywa w domu jej babci częstym gościem. I to nawet ją cieszy. Nawet zbyt bardzo. 
- Cześć. Mogę wejść?- pyta blondyn, Weronika twierdząco kiwa głową, a on wchodzi do środka. Weronika zamyka za nim drzwi i idzie do salonu. 
- Co cię do mnie sprowadza? 
- Mamy z chłopakami taką, można to chyba tak nazwać, tradycję. Jeśli wygrywamy mecz i jeżeli trener się na to godzi, to spotykamy się i może trochę imprezujemy. 
- Trochę?- pyta Weronika z rozbawieniem. 
- Troszeczkę - odpowiada Reus z śmiechem. 
- A co ja mam z tym wspólnego?
- Jesteś zaproszona. I nie próbuj się wymigać!
- Dobra, ale kiedy to się zaczyna? 
- Wiesz... Mam nadzieję, że wyrobisz się w pół godziny. 
- Nie ma takich szans. Nie doprowadzę się do porządku w 30 minut- tłumaczy dziewczyna, wskazując na swój strój. Jest ubrana w szare dresy, a włosy związane są w niedbałego koka. 
- Wierzę w ciebie- mówi z pokrzepieniem piłkarz. 
-Bardzo śmieszne- odpowiada brunetka i pokazuje Marco język. 
- Ale jeśli chcesz zdążyć, to powinnaś już zacząć! 
- Co racja, to racja! Ale musisz dać mi więcej czasu! 
- Dobrze, poczekam, ile będzie trzeba! Nie ucieknę- odpowiada blondyn i zaczyna się śmiać. 
- Zrób sobie herbatę czy coś innego. Wiesz, co gdzie jest - mówi dziewczyna, wchodząc po schodach. 
Mission impossible czas zacząć!

~*~

Marco parkuje samochód praktycznie przed samym wejściem, po czym wysiadają z samochodu. Weronika idzie przodem. Kiedy podchodzi do drzwi, już sięga po klamkę, ale męska dłoń wyciąga się zza jej pleców i otwiera drzwi przed nią. 
- Bardzo proszę, szanowną panią- blondyn uśmiecha się szeroko. 
- Bardzo dziękuję, szanownemu panu!- Weronika odpowiada również uśmiechem. 
Oddają swoje płaszcze w szatni i kelner prowadzi ich do jednej z zamkniętych sal restauracji. Reus rozgląda się po pomieszczeniu, próbując wypatrzeć gdzieś w tłumie Nuriego. Ale nigdzie go nie dostrzega. Ktoś klepie go po ramieniu. 
- Myślałem,że nie przyjdziesz!- krzyczy Sahin, aby Reus potrafił wśród głośnej muzyki go usłyszeć. 
- Przepraszam, ale... - Marco ogląda się za siebie, ale Weroniki tam nie ma. Zniknęła. Zaczyna rozglądać się po parkiecie. 
- Kogo szukasz?- pyta ktoś. Potrafiłby rozpoznać ten głos wszędzie. 
- Właśnie ciebie! Gdzie się podziewałaś?
- Musiałam przypudrować nosek- odpowiada brunetka i puszcza do Reusa oczko. Piłkarz nie potrafi oderwać od niej wzroku. Kiedy schodziła już gotowa po schodach, jego serce dostało chyba palpitacji. Wygląda cudownie w małej czarnej, która idealnie podreśla jej figurę,a szczególnie długie nogi.
- Nuri!- woła Dortmuńczyk, by Sahin zwrócił na niego uwagę.- Właśnie dlatego się spóźniliśmy! Weronika potrzebowała dość dużo czasu na przyszykowanie się!
Brunetka uderza Reusa torebką w ramię. 
- Marco, jak na chłopaka to ta pani wygląda dość seksownie- mówi Nuri,a Weronika spogląda na Marco pytająco. Reus odpowiada jedynie szerokim uśmiechem. 
- Chodźcie! Wszyscy już czekają! 
Nuri rusza przodem. Marco łapie dziewczynę za rękę i zaczyna przedzierać się przez tłum, podrygujących w rytm muzyki, ludzi. 

~*~

Gdzie oni są? Spóźniła się czy co? Rozgląda się po terminale. Dostrzega idącego w jej stronę Matsa. 
- Gdzie wy jesteście?- pyta zdenerwowana jednak Hummels jedynie bierze jej walizkę i szybkim krokiem rusza. Dziewczyna podąża za obrońcą, jednak musi co jakiś czas podbiegać, żeby dotrzymać mu kroku.
- Mats, o co chodzi?- pyta, ale znowu nie dostaje odpowiedzi.- Mats, odezwij się!
Hummels jedynie uśmiecha się pod nosem i nic nie mówi. Dochodzą do samolotu. Weronika zatrzymuje się przy schodach, ale Mats nie zauważa tego i wchodzi na kilka stopni. Odwraca się i spogląda na dziewczynę pytającym wzrokiem. 
- No chodź! - mówi, zbiega i łapie ją za rękę. Wchodzą razem do samolotu, ale nikogo tam nie ma. 
- Gdzie reszta?- dziewczyna pyta, po dokładnym zlustrowaniu każdego miejsca. Spogląda na Matsa i wtedy piłkarze wyskakują z pomieszczenia pilotów, śpiewając "Sto lat". Zapomniała o własnych urodzinach, ale skąd oni o nich wiedzieli? 
Dziękuje wszystkim za życzenia i pamięć. Prosi stewardessę, o włożenie róż do wody. Zapinają pasy i wylatują do Londynu. Po zwycięstwo. 

---


Nie wiem czy to powrót na stałe czy chwilowy napływ weny. Mam nadzieję, że ta pierwsza opcja, bo jak wy, chciałabym poznać dalszą historię szalonej dwójki naszych bohaterów. Do następnego! 

sobota, 17 maja 2014

Rozdział czternasty

Zaskoczenie, zmieszanie, nieporadność.
Stoi naprzeciwko niej i nie wie co ma zrobić. Przywitać się z nią jak zwykle czy czekać co ona zrobi?
Każdy z piłkarzy podchodzi do niej, przedstawiając się. On uplasował się gdzieś na końcu i czeka na swoją kolej.
- Weronika - wita go, uśmiechając się promiennie. Czyli będzie udawała, że go nie zna. Podają sobie ręce.
- Marco - odpowiada także uśmiechem. Pod wpływem jego dotyku czuje na ciele prąd przebiegający po jej ciele. Kolejne uśmiechy i odchodzi. Wraz z pozostałymi wraca do treningu.

***

-Trenerze, mogę poprosić o jakąś karteczkę i długopis?- pyta piłkarz. Klopp wyciąga małą karteczkę z teczki i wraz z długopisem podaje ją swojemu podopiecznemu. Blondyn starannie pisze trzy słowa i dziękując, oddaje długopis trenerowi i rusza w kierunku Weroniki. Bez słowa wręcza jej zwiniętą karteczkę i kieruje się do szatni. 
Dziewczyna lekko zaskoczona, czyta wiadomość. 

Zaczekaj na mnie

***

Znowu ktoś schował skarpetki Kevinowi. 
- Kuba, dobrze wiem, że to ty!- krzyczy sam zainteresowany w stronę Polaka.
- Nie. Tym razem to nie ja - odpowiada spokojnie Błaszczykowski.
- To w takim razie kto?- pyta zdezorientowany Grosskreutz. W tejże chwili do szatni wpada Marco. Nie odzywa się ani słowem. 
- Całkiem niezła ta Weronika- rzuca Pierre, aby zmienić temat. 
- Stary, spóźniłeś się. Marco już dał jej swój numer - mówi z szerokim uśmiechem Robert, szturchając Reusa. 
- A ty skąd to wiesz?
- Kiedy wy wchodziliście do szatni, on robił do niej maślane oczy. To się nazywa podryw- odpowiada napastnik,puszczając oczko do reszty zawodników. 
Kevin zaczyna się śmiać. Poza Marco tylko on i Robert wiedzą jaka jest prawda. 
Blondyn kręci głową i ówcześnie żegnając wszystkich wychodzi z szatni. Przemierza korytarz pomalowany na czarno-żółto, kiedy za oknem dostrzega czekającą przy samochodzie Weronikę. Przyspiesza kroku. Kiedy podchodzi do niej, witają się pocałunkiem w policzek.
- Marco, przyjedź do mnie o osiemnastej. Ubierz się ciepło, bo pójdziemy na wycieczkę - mówi dziewczyna.
- Jaką wycieczkę?- pyta zdziwiony blondyn.
- Zobaczysz- dziewczyna chytrze się uśmiecha i nim piłkarz ponownie zdąży o coś zapytać wsiada do samochodu i z piskiem opon odjeżdża z parkingu.

***

- Możesz mi powiedzieć gdzie idziemy? Mam już dość chodzenia po tym głupim lesie - pyta Dortmuńczyk,którego lekko już irytuje ta wycieczka. Od początku Weronika nie powiedziała mu gdzie idą.
Chce, żeby to była niespodzianka. Chociaż dzisiaj chyba już go zaskoczyła swoją obecnością na treningu. 
Są już coraz bliżej celu, ale dziewczyna nie odzywa się ani słowem do blondyna. Weronika idzie przodem, Reus kilka kroków za nią.
Wychodzą z lasu i czują pod nogami piasek. Znajdują się nad malutkim jeziorkiem, które prawdopodobnie zostało stworzone przez człowieka.
- Chodź - woła blondyn i chwyta rękę dziewczyny. Zaczynają biec w stronę pomostu. Piłkarz puszcza rękę Weroniki i skacze do wody.
- Marco! Woda jest zimna- krzyczy dziewczyna.
- Nie. Skacz.
- Nie.
- To nie. Chociaż pomóż mi wyjść - mówi, podpływa bliżej. Wyciąga rękę z wody i łapie czekającą już na niego rękę Weroniki. Ciągnie ją na tyle mocno, że dziewczyna wpada do wody.
- Jesteś skończonym idiotą - krzyczy. Próbuje wyjść z wody, ale nie udaje jej się. Piłkarzowi natomiast przeciwnie. Jednym sprawnym ruchem wydostał się z jeziora.
- Pomogę ci- mówi i wyciąga w stronę dziewczyny rękę. Teraz jej kolej. Łapie za jego dłoń i tym razem to on ląduje w wodzie. Polka zaczyna się śmiać i wychodzi z wody. Cała się trzęsie.
Blondyn wydostaje się z wody i podchodzi do dziewczyny, która czeka na niego na końcu pomostu. Łapie ją w pasie i przyciąga do siebie. Wracają do jej domu, jednak tym razem inną ścieżką, krótszą.
- Wiesz, gdzie jest łazienka. Za chwilę przyniosę ci ubrania- oznajmia dziewczyna i kieruje się w stronę swojego pokoju. Zamyka za sobą drzwi i ściąga mokre ubrania. Ubiera ciepły sweter i jeansy i szuka jakiś ubrań dla piłkarza. Niestety, niczego nie znalazła. Wychodzi z pokoju i idzie pod drzwi łazienki.
- Spokojnie. Ręcznik mi wystarczy- odpowiada piłkarz i wychodzi z łazienki. Ma go przed sobą. Nagiego, przepasanego jedynie białym ręcznikiem. Jej serce dostało chyba palpitacji.
- Włożę ubrania do pralki. Szybciej wyschną.
Piłkarz kiwa głową i cały czas bacznie obserwuje dziewczynę. Jej usta. Jak bardzo chciałby ją pocałować. Obiecał sobie, że już więcej tego nie zrobi. Nigdy więcej nie pozwoli porwać się swoim uczuciom. Ale teraz chciałby zrobić to po raz kolejny.
- Może zrobię herbatę - proponuje dziewczyna,a blondyn po raz kolejny kiwa głową.


Wracamy! 
Przepraszam za troszeczkę długą nieobecność, ale miałam parę problemów. 
Dzisiaj FINAŁ! Kibicujemy !

sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział trzynasty

Wchodzę do Starbucksa i zauważam Martina siedzącego przy stoliku w głębi kawiarni. Biorę głęboki oddech i zaczynam przeciskać się pomiędzy stolikami. Martin zauważa mnie i wstaje od stołu.
- Cześć, o co chodzi ?
- Zaraz ci powiem. Chcesz coś do picia ?
- Tak, poproszę Latte.
Kelnerka podchodzi i przyjmuje nasze zamówienie. Odchodzi, a po chwili zjawia się z dwoma kubkami kawy.
- Trafiłaś w sedno! Piszesz wspaniale. Szukałem właśnie takiej osoby! Nic dodać,nic ująć.
- Temat to akurat nie mój pomysł. Pomagała mi Ania.
- Ale ty to spisałaś. Lepiej przejdźmy do rzeczy- mówi, popija łyk kawy- Jestem redaktorem gazety sportowej i chcemy w najbliższym miesiącu wydać dodatek "Piłka nożna okiem kobiety". Będzie ukazywał się co miesiąc.
- I co ja mam z tym wspólnego ?
- W tym dodatku będzie przedstawiana co miesiąc inna drużyna. I tutaj pojawiasz się ty. Będziesz przychodzić na treningi, pojedziesz na jakiś mecz. Później napiszesz artykuł o ich zwyczajach, przygotowaniach przed meczem i takie tam.
- Tylko o przygotowaniach?
- Nie. Opiszesz też krótko każdego z piłkarzy. Jesteś gotowa podjąć się tego zadania ?
W głowie próbuję przemyśleć wszystkie za i przeciw. Właśnie tego pragnęłam. Dziennikarka sportowa. Nią zawsze chciałam zostać.
- Jaka drużyna miałaby pójść na "pierwszy ogień" ?
- Borussia. Przecież to jest miasto Borussi. Zaczęłabyś pojutrze, pojedziesz na mecz z Arsenalem.A później zobaczymy... Czy w ogóle to się spodoba. To jak?
- Jest jeszcze jedna sprawa. Mam tutaj babcię, którą muszę się opiekować. Z pierwszą drużyną nie będzie problemu. Tutaj wszystko jest na miejscu.
- To tylko tydzień. Później artykuły pisać będziesz w domu. Czasami będziesz musiała wpaść do redakcji, pomóc przy projekcie graficznym.
I kolejny plus.
- Zgadzam się.
- No i wspaniale.
- Jeszcze jedno pytanie. Mam robić jakieś zdjęcia?
- A mogłabyś?
- Trochę interesuję się fotografią, mam sprzęt,więc to żaden problem.
Zaczyna dzwonić mój telefon, który leży na stoliku. Spoglądam na wyświetlacz. Marco.Bez wahania odbieram. 
- Mogę przyjechać ?
- Jestem na mieście. Przyjedź do Starbucksa na rynku.
- Dobrze. Będę za pół godziny. 
Odkładam telefon z powrotem na stolik. Wpatruję się w mojego towarzysza,który rozmyśla intensywnie nad czymś. 
- Jak mogłem nie skojarzyć faktów?
- O co chodzi?
- O gazety. Ostatnio byłaś na okładce jakiegoś pisemka plotkarskiego.
Przypominam sobie wczorajszy poranek,kiedy poszłam po gazetę dla babci i w kiosku zauważyłam zdjęcie swoje i Reusa w jakieś gazecie. Wybrałam się z Simbą na spacer do parku i spotkałam tam Marco. Trochę się wygłupialiśmy, trochę się poturlaliśmy po ziemi i w tym czasie ktoś musiał zrobić to zdjęcie.
- Pracujesz w gazecie i nie wiesz, że nie wierzy się w takie rzeczy? - odgryzam się, ale Martin wybucha gromkim śmiechem.
- A ten telefon to co ?
- Jesteśmy przyjaciółmi.
- Ja już lecę, bo moja pracownica ma randkę z gwiazdą futbolu. Ale widzę,że dobrze trafiłem. Znajomości już masz,więc będzie ci łatwiej. Wpadnij pojutrze do redakcji podpiszemy umowę, powiem ci jeszcze o szczegółach i później pojedziesz na ich trening.
Ubiera płaszcz, żegnamy się i wychodzi z kawiarni. Zamawiam kolejną kawę i czekam. O umówionej godzinie blondyn zjawia się na miejscu. 
- Co to za uśmiech ? - pyta,kiedy siada na miejscu,gdzie wcześniej siedział mój pracodawca. 
- Dostałam pracę.
- To wspaniale. A gdzie ? 
- W redakcji sportowej.

***

Parkuje samochód na podjeździe i gasi silnik.
- Może wejdziesz? - pytam, uśmiechając się niemrawo. 
- Nie. Już późno - odmawia. Siedzimy w milczeniu. Nie wiem, czemu siedzę w tym samochodzie, ale coś każe mi tutaj zostać. Tempo wpatruję się w moje buty, myśląc nad wszystkim. 
-Weronika... 
Podnoszę głowę i mam przed sobą twarz blondyna. On przysuwa się bliżej, lekko muskając moje usta. Pocałunki stają się coraz bardziej namiętne. Wydaje się, że te kilka sekund trwa wieczność. Nagle piłkarz odsuwa się i spogląda na mnie.
- Przepraszam. Nie wiem co mną kierowało. Nie chcę niszczyć naszej przyjaźni. 
Już mam coś powiedzieć, ale gryzę się w język i rzucam tylko Do zobaczenia, wychodząc z samochodu.

-*-

- Panowie, dzisiaj ma przyjechać do nas młoda dziennikarka. Będzie stawiała się codziennie przez najbliższy tydzień na naszych treningach, pojedzie z nami na mecz. Napisze o nas artykuł. Macie zrobić dobre wrażenie! A zanim przyjedzie, 10 kółek- trener próbuje powiedzieć to z powagą i determinacją w głosie.Nie chce,żeby jego zespół wyszedł na kompletnych idiotów, bo tak czasami zachowują się na treningach.
Żaden z piłkarzy nie protestuje i grupą ruszają na rozgrzewkę. Blondyn biega ósme okrążenie,kiedy w oddali wypatruje znajomą sylwetkę. Zatrzymuje się.Nie jest tylko pewny czy to na pewno ona. Słysząc nawoływania kolegów, potrząsa głową, chcąc odgonić wszystkie myśli i wraca do biegania. 
- Chłopcy, chodźcie - woła trener, a piłkarze w oka mgnieniu zjawiają się przed nim - To jest Weronika. To ona napisze ten artykuł - mówi, wskazując na stojąco obok niego dziewczynę. 

poniedziałek, 17 marca 2014

Rozdział dwunasty

Nerwowo przeszukuję torebkę. Jest! Wyciągam dzwoniący telefon i wcześniej odbierając, przykładam go do ucha.
- Cześć. Z tej strony Hannah- odzywa się osoba po drugiej stronie.- Twoja babcia wybudziła się z śpiączki. Prosiłaś, że gdyby coś się działo, mam do ciebie dzwonić, więc dzwonię.
- Dzięki. Obecnie nie ma mnie w Dortmundzie, ale postaram się jak najszybciej dotrzeć. Jeszcze raz wielki dzięki. Do zobaczenia - i kończę rozmowę. Na mojej twarzy pojawia się jeszcze większy uśmiech.
- Co się stało? -pyta Marco.
- Muszę jak najszybciej być w Dortmundzie- odpowiadam i biegnę w stronę samochodu. Szybko wsiadam do niego od strony pasażera i zapinam pasy. Blondyn z piskiem opon rusza. 
- Czemu musisz wracać ? 
- Babcia wybudziła się z śpiączki. Muszę przy niej być.
Po kilkudziesięciu minutach jesteśmy pod domem. Wchodzimy do niego, Lewandowscy rozsiedli się na kanapie przed kominkiem. Wbiegam po schodach na górę i otwieram drzwi. Kładę torbę na łóżku i wrzucam do niej ubrania. Pakuję laptopa i zabieram wszystkie rzeczy. Szybko przechodzę przez korytarz i zbiegam po schodach. Marco wyjaśnia Lewandowskim, czemu musimy wyjechać. 
- Zadzwoń,kiedy Martin się odezwie - mówi Ania, przytulając się do mnie. 
- Dobrze - odpowiadam.- Chyba lepiej,gdybym jednak oddała go do schroniska- mówię i wskazuję na leżącego na podłodze Simbę.- Nawet nie miałam czasu wyjść z nim rano na spacer.
- Spokojnie. Poranny spacer ma już zaliczony. Na blacie leżała obroża i smycz,więc wzięliśmy Simbę ze sobą. Zrezygnowaliśmy z rowerów i pochodziliśmy sobie po mieście - mówi Ania. 
- Dzięki - całuję ją w policzek. Marco bierze szczeniaka na ręce i wychodzimy z domu. Wrzucam torby do bagażnika i proszę piłkarza o klucze.- Zależy mi na czasie. Szybciej dojadę do Dortmundu... 
Blondyn podaje kluczyki i wsiada od strony pasażera. Ja także wsiadam do samochodu, zapinam pasy i odjeżdżam. 
- Przepraszam.
- Za co ?
- Za to, że musisz już wracać. Chciałeś odpocząć, a tu nic z tego. 
- Przestań ! Nic się nie stało. A tak, Ania i Robert spędzą romantyczny wieczór przy kominku - i uśmiecha się. Simba wskakuje mu na kolana.Włączam radio. Marco zaczyna podśpiewywać piosenki. Dołączam do niego i wjeżdżamy na autostradę. Sto dwadzieścia, sto czterdzieści, sto sześćdziesiąt. Licznik pokazuje coraz większą prędkość. To jest to za czym tęskniłam. Szybkość, samochód. 
- Gdzie nauczyłaś się tak jeździć?
- Tak, czyli jak ? 
- Ścigałaś się kiedyś, prawda ?
- Długa historia. 
- Mamy czas, opowiadaj...
- Kiedy byłam w pierwszej klasie liceum, poznałam dwa lata starszego chłopaka. Spotykałam się z nim.Zaczęłam pić i palić. On nauczył mnie jeździć samochodem. Mówił mi,że mam do tego talent. Zaprowadził mnie na nielegalne wyścigi samochodowe i tam zaczęłam startować. Pokochałam tą szybkość, adrenalinę. Po kilku miesiącach rozstaliśmy się i nie miałam samochody,którym mogłabym startować w wyścigach. Podkradałam ojcu samochód, ale kilka dni przed moją 18-stką w drodze na tor spowodowałam wypadek. Wylądowałam w szpitalu i musiałam stanąć przed sądem. Nie mogłam opowiedzieć o naszych wyścigach, to była obietnica. Policja nie mogła dowiedzieć się o nich. Wszyscy poszliby siedzieć. Do dziś pamiętam, jak ojciec wkurzył się na mnie. Córka znanego w Warszawie adwokata staje przed sądem. Udało mi się uniknąć kary. Wytłumaczył mnie tym, że niby uczyłam się jeździć do egzaminów i straciłam panowanie.
- Zaskoczyłaś mnie tym ! 
- Myślałeś, że tatuś nauczył mnie tak jeździć ? 
- Dokładnie. 
Przerwę robimy dopiero pod Frankfurtem nad Menem. Reus w trakcie jazdy uciął sobie krótką drzemkę. Po wypiciu kawy, zamieniamy się miejscami i ruszamy w dalszą drogę. Tym razem czuwam cały czas, wpatrując się w drogę. Zaczynam zastanawiać się jak to będzie wyglądać. Lekarze mówili, że babcia będzie potrzebowała terapii. A jeżeli dostanę tą pracę może być różnie. Nie wiem czy podołam tym obowiązkom związanym z pracą.
Po kilku godzinach jesteśmy w Dortmundzie. Zmęczeni długą podróżą podjeżdżamy pod szpital. Kiedy mam zamiar wyjść z samochodu, blondyn zatrzymuje mnie.
- Dziękuję za ten wyjazd - mówi. Odwracam głowę w jego stronę i spoglądam w oczy. 
- To raczej ja powinnam ci podziękować! Zabrałeś mnie w cudowne miejsce. Odpoczęłam od tych wszystkich obowiązków. Dziękuję. 
I przybliżam twarz do policzka piłkarza. Jednak w ostatniej chwili on lekko obraca twarz i całuję go w kącik ust. Szybko odwracam głowę. 
- Zabiorę Simbę do siebie. Leć już - mówi. Wychodzę z samochodu i ruszam w stronę drzwi szpitala. 

2 dni później

Przeglądam pocztę. Ani jednego znaku. Chyba nie dostanę tej pracy. Nagle zaczyna dzwonić mój telefon. Wyciągam go z torebki i spoglądam na wyświetlacz. Numer zastrzeżony.
- Cześć. Z tej strony Martin. Moglibyśmy się spotkać?
- A o co chodzi?
- O twoją pracę. To co ? Za pół godziny w Starbucksie na Rynku ?
- No dobrze. Do zobaczenia.


wtorek, 25 lutego 2014

Rozdział jedenasty

Biegnę przed siebie, ile sił w nogach. Uciekam przed jakimś mężczyzną. Dogania mnie i powala na ziemię.
-Teraz jesteś tylko moja! – szepcze wprost do mojego ucha. Zaczynam krzyczeć, lecz nikt nie przybiega mi na pomoc. Jego dłonie przesuwają się po moich plecach ku spodniom. Krzyczę jeszcze głośniej. Zamyka mi usta pocałunkiem, wpychając do nich na siłę swój język.
Budzę się z krzykiem. Podnoszę się, oddychając szybko. Po moich policzkach zaczynają spływać łzy. To sen. Zły sen. Próbuję się uspokoić. Do pokoju wpada Marco.
- Co się stało ? – pyta, podbiegając do mnie. Przytula mnie, uspokaja, odgarniając włosy z czoła. Przez kilka minut tkwię w jego uścisku, w którym czuję się bezpiecznie. Opowiadam mu o śnie, on cały czas mówi, że to tylko koszmar. Kiedy ma zamiar wychodzić, pytam :
- Może zostaniesz? Będę czuć się bezpieczniej..
Przytakuje, podchodzi do łóżka i kładzie się koło mnie. Obejmuje, a ja kładę głowę na jego torsie. Pewna, że nic mi nie grozi, zasypiam.

-*-

Budzi go Ania. Słyszała jakieś krzyki. Wstaje i idzie do pokoju Marco. Jednak nie zastaje go tam. Wraca do żony. Razem wychodzą z pokoju i ruszają w stronę pokoju Weroniki. Cicho otwierają drzwi i zaglądają do środka.
- O kurcze !
- Mówił, że zamierza jej wyznać miłość  …
- Jak to ?
- Nie mów, że nie zauważyłaś, że się zakochał !
- Coś przeczuwałam… Dobra, chodź – Ania zamyka drzwi. 
- Jakie krzyki słyszałaś ? – przypomina sobie Robert.                                    
- Chyba mi się wydawało… To wszystko przez te twoje horrory ! – składa namiętny pocałunek na ustach męża. Wracają do swojego pokoju.

-*-

Otwieram oczy. Powoli. I widzę go, leży obok. Ma zamknięte oczy. Jeszcze śpi. Wygląda tak słodko. Szkoda, że nigdy nie będzie mój. Przyśnił mi się tej nocy. Spoglądam na jego wargi. Tak bardzo chciałabym o teraz pocałować. Nie. Próbuję podnieść się, ale budzę wtedy Marco. 
- Dzień dobry – mówi, podnosząc się na łokciach i zaczesując włosy do tyłu. – Koszmary wróciły ?
- Nie – odpowiadam z uśmiechem.
- Chodź, zrobimy Lewandowskim śniadanie.
- Ale gotowanie nie jest moją dobrą stroną.
- Pomożesz mi !
Wstaje i wyciąga w moją stronę rękę. Łapię za nią i Marco prowadzi mnie przez korytarz. Schodzimy po schodach i wchodzimy do kuchni. Uśmiech nie schodzi z mojej twarzy. Ten sen. Ten koszmar. To było coś strasznego. Ale po części jestem z niego zadowolona. Mogłam zasnąć u boku Marco.
Stojąc, oparta o blat, przyglądam się blondynowi, który przygotowuje naleśniki.
- Jak ty to robisz? – pytam, kiedy Marco smażąc naleśniki, podrzuca je i łapie na patelnię.
-Chodź, pokażę ci – gestem ręki zaprasza mnie do podejścia bliżej. Staję przed kuchenką, nalewam ciasta na patelnię i czekam aż trochę się upiecze.
- No i jak ty to robisz ?
- Złap uchwyt- mówi, po czym staje za mną. Czuję te przysłowiowe motylki w brzuchu. Łapie za moją rękę, która niepewnie trzyma patelnię i razem podrzucamy naleśnik do góry, po czym ląduje z powrotem na patelni. – Widzisz ? To nie takie trudne spróbuj sama.
Robię dokładnie to samo, jednak mój naleśnik ląduje na podłodze.
- Nic mi się nie udaje…
- Musisz trochę poćwiczyć! – krzepiąco klepie mnie po ramieniu. – Może ja dokończę smażenie, a ty nakryj do stołu?
Kiwam głową. Po kilkunastu pytaniach gdzie wszystko się znajduje, rozkładam talerze i kubki. Następnie wracam do kuchni, gdzie na jednym z blatów stoi stos naleśników. Robimy jeszcze kilka kanapek, śmiejąc się i karmiąc się nawzajem.
- Auuuu ! Ugryzłaś mnie w palec !
- Tylko dlatego, że nie chciałeś dać mi tej kanapki ! – mówię, nie mogąc przestać się śmiać. Słysząc Anię i Roberta, schodzących po schodach, zabieramy jedzenie i zanosimy je do jadalni. Witam się z Lewandowskimi pocałunkiem w policzek i siadamy do stołu. Zjadam dwa naleśniki i czuję, jakbym za chwilę miała pęknąć. Dopijam do końca kawę i pytam :
- Co dzisiaj robimy ?
- Razem z Robertem postanowiliśmy wypożyczyć rowery i przejechać się po okolicy. Może pojedziecie z nami? – odpowiada Ania. Spoglądam na Marco, a on kiwa głową, że to ja mam podjąć decyzję.
- Wolałabym nie. Niby świeci słońce, ale temperatura jest dość niska. Nie chcę się przeziębić. Więc wy jedźcie, a ja zostanę w domu.
- A ty, Marco ? – pyta Robert.
- Też zostanę w domu. Zresztą skoro nie chcesz jechać, gdzieś cię zabiorę – zwraca się do mnie, puszczając oczko.
Dziękuję za śniadanie, odnoszę naczynia do zlewu i wchodzę po schodach na górę. Przemierzam korytarz i wchodzę do pokoju. Rzucam się na łóżko. Jego mina, kiedy niechcąco ugryzłam go w palec, to dziwne uczucie, kiedy jest obok. Czułam już to kiedyś. Ale wtedy się zawiodłam i nie jestem teraz gotowa na związek.
Słyszę pukanie do drzwi. Podnoszę się z łóżka i po moim „Proszę”, Marco wchodzi do pokoju.
- Jedziemy ?
- Gdzie ?
- Zobaczysz! Chodź – biorę polar, kurtkę i schodzę do salonu. Lewandowscy także są gotowi do swojego wyjazdu. Żegnamy się z nimi i wsiadamy do Range Rovera Reusa.
-Powiedz, gdzie jedziemy…
- Wspominałaś, że lubisz oglądać skoki narciarskie, więc jedziemy na skocznie. Mam nadzieję, że skoczkowie niemieccy będą mieli jakiś trening – odpowiada, cały czas patrząc na drogę.
- Czyli nie jesteś pewien tego, że mają tam akurat jakieś treningi ? – przecząco kiwa głową.
Siadamy na krzesełkach, tak aby móc oglądać skoki niemieckich reprezentantów. Udało się, mają dzisiaj trening.  
Podchodzi do nas Andreas Wellinger, który prosi o zdjęcie z Marco.
- Będę mógł się pochwalić bratu zdjęciem z tobą. Razem oglądamy mecze Borussi.
Biorę telefon skoczka i robię im zdjęcie. Nawiązujemy kontakt, rozmowa klei nam się bardzo dobrze. Po pewnym czasie dołączają do nas Kraus i Freund, i także dołączają się do rozmowy.
- Wpadnijcie na jakiś nasz mecz – mówi Marco, kiedy żegnamy się z skoczkami. Nigdy nie pomyślałabym, że mają tyle poczucia humoru i, że są tak otwarci na ludzi. Kiedy wracamy do samochodu, który zostawiliśmy dość daleko od skoczni, Marco zatrzymuje się.
- Muszę ci coś powiedzieć.
- Słucham ?
- Chciałem zrobić już to dawno temu, jednak nie miałem tyle odwagi, a teraz czuję, że to najwyższy czas. Ja…
Przerywa mu Get it started. Mój telefon.