Nerwowo przeszukuję torebkę. Jest!
Wyciągam dzwoniący telefon i wcześniej odbierając, przykładam go do ucha.
- Cześć. Z tej strony Hannah- odzywa
się osoba po drugiej stronie.- Twoja babcia wybudziła się z śpiączki. Prosiłaś,
że gdyby coś się działo, mam do ciebie dzwonić, więc dzwonię.
- Dzięki. Obecnie nie ma mnie w
Dortmundzie, ale postaram się jak najszybciej dotrzeć. Jeszcze raz wielki
dzięki. Do zobaczenia - i kończę rozmowę. Na mojej twarzy pojawia się jeszcze
większy uśmiech.
- Co się stało? -pyta Marco.
- Muszę jak najszybciej być w
Dortmundzie- odpowiadam i biegnę w stronę samochodu. Szybko wsiadam do niego od
strony pasażera i zapinam pasy. Blondyn z piskiem opon rusza.
- Czemu musisz wracać ?
- Babcia wybudziła się z śpiączki.
Muszę przy niej być.
Po kilkudziesięciu minutach jesteśmy
pod domem. Wchodzimy do niego, Lewandowscy rozsiedli się na kanapie przed
kominkiem. Wbiegam po schodach na górę i otwieram drzwi. Kładę torbę na łóżku i
wrzucam do niej ubrania. Pakuję laptopa i zabieram wszystkie rzeczy. Szybko
przechodzę przez korytarz i zbiegam po schodach. Marco wyjaśnia Lewandowskim,
czemu musimy wyjechać.
- Zadzwoń,kiedy Martin się odezwie -
mówi Ania, przytulając się do mnie.
- Dobrze - odpowiadam.- Chyba
lepiej,gdybym jednak oddała go do schroniska- mówię i wskazuję na leżącego na
podłodze Simbę.- Nawet nie miałam czasu wyjść z nim rano na spacer.
- Spokojnie. Poranny spacer ma już
zaliczony. Na blacie leżała obroża i smycz,więc wzięliśmy Simbę ze sobą.
Zrezygnowaliśmy z rowerów i pochodziliśmy sobie po mieście - mówi Ania.
- Dzięki - całuję ją w policzek.
Marco bierze szczeniaka na ręce i wychodzimy z domu. Wrzucam torby do bagażnika
i proszę piłkarza o klucze.- Zależy mi na czasie. Szybciej dojadę do
Dortmundu...
Blondyn podaje kluczyki i wsiada od
strony pasażera. Ja także wsiadam do samochodu, zapinam pasy i odjeżdżam.
- Przepraszam.
- Za co ?
- Za to, że musisz już wracać.
Chciałeś odpocząć, a tu nic z tego.
- Przestań ! Nic się nie stało. A
tak, Ania i Robert spędzą romantyczny wieczór przy kominku - i uśmiecha się.
Simba wskakuje mu na kolana.Włączam radio. Marco zaczyna podśpiewywać piosenki.
Dołączam do niego i wjeżdżamy na autostradę. Sto dwadzieścia, sto czterdzieści,
sto sześćdziesiąt. Licznik pokazuje coraz większą prędkość. To jest to za czym
tęskniłam. Szybkość, samochód.
- Gdzie nauczyłaś się tak jeździć?
- Tak, czyli jak ?
- Ścigałaś się kiedyś, prawda ?
- Długa historia.
- Mamy czas, opowiadaj...
- Kiedy byłam w pierwszej klasie
liceum, poznałam dwa lata starszego chłopaka. Spotykałam się z nim.Zaczęłam pić i palić. On nauczył
mnie jeździć samochodem. Mówił mi,że mam do tego talent. Zaprowadził mnie na
nielegalne wyścigi samochodowe i tam zaczęłam startować. Pokochałam tą
szybkość, adrenalinę. Po kilku miesiącach rozstaliśmy się i nie miałam
samochody,którym mogłabym startować w wyścigach. Podkradałam ojcu samochód, ale
kilka dni przed moją 18-stką w drodze na tor spowodowałam wypadek. Wylądowałam
w szpitalu i musiałam stanąć przed sądem. Nie mogłam opowiedzieć o naszych
wyścigach, to była obietnica. Policja nie mogła dowiedzieć się o nich. Wszyscy
poszliby siedzieć. Do dziś pamiętam, jak ojciec wkurzył się na mnie. Córka
znanego w Warszawie adwokata staje przed sądem. Udało mi się uniknąć kary.
Wytłumaczył mnie tym, że niby uczyłam się jeździć do egzaminów i straciłam
panowanie.
- Zaskoczyłaś mnie tym !
- Myślałeś, że tatuś nauczył mnie
tak jeździć ?
- Dokładnie.
Przerwę robimy dopiero pod Frankfurtem nad Menem. Reus w trakcie
jazdy uciął sobie krótką drzemkę. Po wypiciu kawy, zamieniamy się miejscami i
ruszamy w dalszą drogę. Tym razem czuwam cały czas, wpatrując się w drogę.
Zaczynam zastanawiać się jak to będzie wyglądać. Lekarze mówili, że babcia
będzie potrzebowała terapii. A jeżeli dostanę tą pracę może być różnie. Nie
wiem czy podołam tym obowiązkom związanym z pracą.
Po kilku godzinach jesteśmy w Dortmundzie. Zmęczeni długą podróżą
podjeżdżamy pod szpital. Kiedy mam zamiar wyjść z samochodu, blondyn zatrzymuje
mnie.
- Dziękuję za ten wyjazd - mówi. Odwracam głowę w jego stronę i
spoglądam w oczy.
- To raczej ja powinnam ci podziękować! Zabrałeś mnie w cudowne
miejsce. Odpoczęłam od tych wszystkich obowiązków. Dziękuję.
I przybliżam twarz do policzka piłkarza. Jednak w ostatniej chwili on lekko obraca twarz i całuję go w kącik ust. Szybko odwracam głowę.
- Zabiorę Simbę do siebie. Leć już - mówi. Wychodzę z samochodu i ruszam w stronę drzwi szpitala.
2 dni później
Przeglądam pocztę. Ani jednego znaku. Chyba nie dostanę tej pracy. Nagle zaczyna dzwonić mój telefon. Wyciągam go z torebki i spoglądam na wyświetlacz. Numer zastrzeżony.
- Cześć. Z tej strony Martin. Moglibyśmy się spotkać?
- A o co chodzi?
- O twoją pracę. To co ? Za pół godziny w Starbucksie na Rynku ?
- No dobrze. Do zobaczenia.
- Zabiorę Simbę do siebie. Leć już - mówi. Wychodzę z samochodu i ruszam w stronę drzwi szpitala.
2 dni później
Przeglądam pocztę. Ani jednego znaku. Chyba nie dostanę tej pracy. Nagle zaczyna dzwonić mój telefon. Wyciągam go z torebki i spoglądam na wyświetlacz. Numer zastrzeżony.
- Cześć. Z tej strony Martin. Moglibyśmy się spotkać?
- A o co chodzi?
- O twoją pracę. To co ? Za pół godziny w Starbucksie na Rynku ?
- No dobrze. Do zobaczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz