poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział szósty

Głośne "We Own It",otwieram jedno oko.Na fotelu,na przeciwko mnie śpi właściciel odbiornika,z którego wydobywa się głośna muzyka.Co pięć sekund telefon wibruje.
-Marco,odbierz ten głupi telefon-szepczę,jednak odpowiada mi tylko chrapnięcie.Gramolę się z sofy i biorę telefon do ręki.Na wyświetlaczu pojawia się informacja,że dzwoni niejaki Robert.Odebrać czy nie ? Naciskam zieloną słuchawkę.
/Marco! No w końcu. Gdzie ty jesteś?! Trener jest wściekły. Chcesz,żeby wywalili cię z zespołu?!-krzyczy osoba po drugiej stronie.Rozłączyć się czy usprawiedliwić blondyna,który niewinnie chrapie sobie na fotelu.To moja wina,że został wczoraj wieczorem i przeze mnie nie poszedł na trening,więc muszę coś powiedzieć.
- Przepraszam, nie Marco.
/Weronika? To ty ?
-Tak.
/Jest z tobą Marco?
-Tak,wyobraź sobie,że chrapie sobie w najlepsze-następuje kilkusekundowe milczenie.
/Spaliście razem?
-Tak.To znaczy nie.Nie to co myślisz.Po prostu został u mnie na noc i tyle.Mam mu coś przekazać?
/Powiedz mu,że ma przerąbane u trenera.Muszę kończyć.Zaczynamy trening.Pa-rozłączą się.Odkładam telefon na stolik.Podchodzę do blondyna.Lekko go szturcham.Nic.Ani drgnął.Następna próba również nie przynosi skutków.Wracam na sofę i siadam na niej wygodnie.Cały czas przyglądam się mojemu towarzyszowi.Muszę w końcu się do tego przyznać.Zakochałam się w nim,ale muszę zrozumieć jedno.Weroniko Wagner,nigdy ktoś taki jak on nie zakocha się w kimś takim jak ty.Muszę się z tym pogodzić.Nie mam u niego szans.Wzięło mnie na rozmyślania,pfyyy.
Spoglądam na zegarek,który wskazuje godzinę 10:43.Wstaję i idę do kuchni w celu zrobienia śniadania.Naleśniki,dawno ich nie jadłam.Jednak lodówka babci świeci pustkami.Muszę iść do sklepu.Biorę torebkę i wychodzę z domu.Nieopodal jest mały sklepik.Kupuję w nim najpotrzebniejsze produkty i wracam do domu.Marco dalej śpi.Przygotowuję naleśniki i nakrywam do stołu.Wracam do salonu.Zaczynam szturchać blondyna,przyniosło efekt.Najpierw otwiera jedno oko,po chwili drugie.
-Królewicz w końcu się obudził-mówię i uśmiecham się.
-Która godzina?-pyta,preciągając się.
-Jedenasta.Pozwoliłam sobie odebrać twój telefon.Dzwonił Robert.Kazał przekazać,że masz przechlapane.
-Zapomniałem o treningu.Pojadę,po odwiezieniu cię do szpitala.
-A teraz chodź.Śniadanie gotowe-idę do kuchni i siadam na jednym z czterech krzeseł.Blondyn podąża tuż za mną i siada naprzeciwko.Jemy śniadanie w ciszy.Odkładam brudne naczynia do zlewu i po pięciu minutach już siedzę w samochodzie Reusa.Zgodnie z obietnicąOdwozi mnie pod szpital.Wychodzę z samochodu.
-O 19 będę pod twoim domem.Jedziemy na kolację.Nie przyjmuję odmowy.Pa-mówi i z piskiem opon odjeżdża z parkingu,nie pozwalając mi nic powiedzieć.



Przepraszam,że taki krótki.

2 komentarze:

  1. Kooooooolaaaaaaacjaaaaaa?!?!?! <3
    Jak ja kochaaaaaam Boskiego Marco ;33
    sorki, troszeeeeeńkę mi odbijaaaa, stąd teeee liteeerki hahahah XD
    buuuziaki ;*****

    OdpowiedzUsuń