poniedziałek, 17 marca 2014

Rozdział dwunasty

Nerwowo przeszukuję torebkę. Jest! Wyciągam dzwoniący telefon i wcześniej odbierając, przykładam go do ucha.
- Cześć. Z tej strony Hannah- odzywa się osoba po drugiej stronie.- Twoja babcia wybudziła się z śpiączki. Prosiłaś, że gdyby coś się działo, mam do ciebie dzwonić, więc dzwonię.
- Dzięki. Obecnie nie ma mnie w Dortmundzie, ale postaram się jak najszybciej dotrzeć. Jeszcze raz wielki dzięki. Do zobaczenia - i kończę rozmowę. Na mojej twarzy pojawia się jeszcze większy uśmiech.
- Co się stało? -pyta Marco.
- Muszę jak najszybciej być w Dortmundzie- odpowiadam i biegnę w stronę samochodu. Szybko wsiadam do niego od strony pasażera i zapinam pasy. Blondyn z piskiem opon rusza. 
- Czemu musisz wracać ? 
- Babcia wybudziła się z śpiączki. Muszę przy niej być.
Po kilkudziesięciu minutach jesteśmy pod domem. Wchodzimy do niego, Lewandowscy rozsiedli się na kanapie przed kominkiem. Wbiegam po schodach na górę i otwieram drzwi. Kładę torbę na łóżku i wrzucam do niej ubrania. Pakuję laptopa i zabieram wszystkie rzeczy. Szybko przechodzę przez korytarz i zbiegam po schodach. Marco wyjaśnia Lewandowskim, czemu musimy wyjechać. 
- Zadzwoń,kiedy Martin się odezwie - mówi Ania, przytulając się do mnie. 
- Dobrze - odpowiadam.- Chyba lepiej,gdybym jednak oddała go do schroniska- mówię i wskazuję na leżącego na podłodze Simbę.- Nawet nie miałam czasu wyjść z nim rano na spacer.
- Spokojnie. Poranny spacer ma już zaliczony. Na blacie leżała obroża i smycz,więc wzięliśmy Simbę ze sobą. Zrezygnowaliśmy z rowerów i pochodziliśmy sobie po mieście - mówi Ania. 
- Dzięki - całuję ją w policzek. Marco bierze szczeniaka na ręce i wychodzimy z domu. Wrzucam torby do bagażnika i proszę piłkarza o klucze.- Zależy mi na czasie. Szybciej dojadę do Dortmundu... 
Blondyn podaje kluczyki i wsiada od strony pasażera. Ja także wsiadam do samochodu, zapinam pasy i odjeżdżam. 
- Przepraszam.
- Za co ?
- Za to, że musisz już wracać. Chciałeś odpocząć, a tu nic z tego. 
- Przestań ! Nic się nie stało. A tak, Ania i Robert spędzą romantyczny wieczór przy kominku - i uśmiecha się. Simba wskakuje mu na kolana.Włączam radio. Marco zaczyna podśpiewywać piosenki. Dołączam do niego i wjeżdżamy na autostradę. Sto dwadzieścia, sto czterdzieści, sto sześćdziesiąt. Licznik pokazuje coraz większą prędkość. To jest to za czym tęskniłam. Szybkość, samochód. 
- Gdzie nauczyłaś się tak jeździć?
- Tak, czyli jak ? 
- Ścigałaś się kiedyś, prawda ?
- Długa historia. 
- Mamy czas, opowiadaj...
- Kiedy byłam w pierwszej klasie liceum, poznałam dwa lata starszego chłopaka. Spotykałam się z nim.Zaczęłam pić i palić. On nauczył mnie jeździć samochodem. Mówił mi,że mam do tego talent. Zaprowadził mnie na nielegalne wyścigi samochodowe i tam zaczęłam startować. Pokochałam tą szybkość, adrenalinę. Po kilku miesiącach rozstaliśmy się i nie miałam samochody,którym mogłabym startować w wyścigach. Podkradałam ojcu samochód, ale kilka dni przed moją 18-stką w drodze na tor spowodowałam wypadek. Wylądowałam w szpitalu i musiałam stanąć przed sądem. Nie mogłam opowiedzieć o naszych wyścigach, to była obietnica. Policja nie mogła dowiedzieć się o nich. Wszyscy poszliby siedzieć. Do dziś pamiętam, jak ojciec wkurzył się na mnie. Córka znanego w Warszawie adwokata staje przed sądem. Udało mi się uniknąć kary. Wytłumaczył mnie tym, że niby uczyłam się jeździć do egzaminów i straciłam panowanie.
- Zaskoczyłaś mnie tym ! 
- Myślałeś, że tatuś nauczył mnie tak jeździć ? 
- Dokładnie. 
Przerwę robimy dopiero pod Frankfurtem nad Menem. Reus w trakcie jazdy uciął sobie krótką drzemkę. Po wypiciu kawy, zamieniamy się miejscami i ruszamy w dalszą drogę. Tym razem czuwam cały czas, wpatrując się w drogę. Zaczynam zastanawiać się jak to będzie wyglądać. Lekarze mówili, że babcia będzie potrzebowała terapii. A jeżeli dostanę tą pracę może być różnie. Nie wiem czy podołam tym obowiązkom związanym z pracą.
Po kilku godzinach jesteśmy w Dortmundzie. Zmęczeni długą podróżą podjeżdżamy pod szpital. Kiedy mam zamiar wyjść z samochodu, blondyn zatrzymuje mnie.
- Dziękuję za ten wyjazd - mówi. Odwracam głowę w jego stronę i spoglądam w oczy. 
- To raczej ja powinnam ci podziękować! Zabrałeś mnie w cudowne miejsce. Odpoczęłam od tych wszystkich obowiązków. Dziękuję. 
I przybliżam twarz do policzka piłkarza. Jednak w ostatniej chwili on lekko obraca twarz i całuję go w kącik ust. Szybko odwracam głowę. 
- Zabiorę Simbę do siebie. Leć już - mówi. Wychodzę z samochodu i ruszam w stronę drzwi szpitala. 

2 dni później

Przeglądam pocztę. Ani jednego znaku. Chyba nie dostanę tej pracy. Nagle zaczyna dzwonić mój telefon. Wyciągam go z torebki i spoglądam na wyświetlacz. Numer zastrzeżony.
- Cześć. Z tej strony Martin. Moglibyśmy się spotkać?
- A o co chodzi?
- O twoją pracę. To co ? Za pół godziny w Starbucksie na Rynku ?
- No dobrze. Do zobaczenia.